czwartek, 29 grudnia 2011

Rozdział 4: "Who you really are?"


Już po samym stukocie butów było słychać dobrą akustykę pomieszczenia. Usiałyśmy obok siebie na ustawionych krzesłach. Po chwili na salę wszedł Liam i zaczął się szept jego wielbicielek. Znaczy, oczywiście, byłam fanką wszystkich z 1D, ale Liam… jakoś mnie do niego nie ciągnęło, jak z resztą Devonne, która „gardziła nim, bo miał najwięcej solówek, a Niall prawie wcale”.
- Cześć, jestem Liam Payne, a to wasza pierwsza lekcja śpiewu. Jako grupa będziecie zawsze w tym samym składzie, więc przedstawmy się sobie… Śpiewająco. Każdy musi powiedzieć swoje imię, wiek, wysokość głosu i zaśpiewać fragment piosenki, która wg. niego go opisuje. Może zacznijmy od tyłu. Proszę, wyjdź na środek.
Wtedy zobaczyłam Collin’a, a on patrzył swoimi brązowymi oczami prosto na Devonne…
- Jestem Collin i mam 15 lat. Śpiewam tenorem i to idzie jakoś tak… „do you live, do you die, do you bleed for the fantasy? In your mind, through your eyes, do you see, it’s the fantasy!” – zaśpiewał prawie idealnie fragment piosenki The Fantasy zespołu 30 Seconds To Mars. Wszyscy zaklaskali, a Liam pokiwał głową z aprobatą. Później zaśpiewało jeszcze kilka osób i przyszła kolej na mnie.
- Cześć. Umm… jestem Margaret, 13 lat. Moja skala to alt… I nie, żebym chciała się podlizać, ale… „let us die yough or let us live forever, we don’t have the power, but we never say never…” – wyśpiewałam i usiadłam na miejsce. Po mnie Devonne zaprezentowała fragment “Not Enough” Avril Lavigne.
- Okej, a więc już się znamy. Nie chcę was męczyć jakimiś rzeczami z kosmosu, bo tu nie o to chodzi, ale pobawimy się jak w serialu „Glee”. No wiecie, nauczyciel rzuca temat, a na następnych zajęciach, kto chce, prezentuje swoją „pracę”. I tak myślałem, myślałem… I wymyśliłem – spojrzał po nas. – Interpretacja piosenki swojego idola. I nie może to być, niestety, zespół.
Cholera. 1D i 30STM odpadają. One Republic też. Widzę uśmiech Devonne, ona pewnie zaśpiewa Avril, ma do tego głos. A ja? Westchnęłam, a gdy Liam kazał nam się zbierać wyszłam pierwsza, a za mną pobiegła Dev:
- Co się stało?
- Eh, nic. Idziemy na lunch. Teraz półgodzinna przerwa – uśmiechnęłam się do niej.
- McDonald’s? – wyszczerzyła się.
- Oh, jak ty mnie dobrze znasz! – objęłam ją ramieniem, a potem zjechałyśmy na dół i poszłyśmy do wymienionej restauracji. Większość osób z naszej grupy tanecznej tam była, w tym Bridget. Po zamówieniu jedzenia przysiadłyśmy się do niej.
- Czego? – spytała, czytając jakiś magazyn i jedząc frytki.
- Co teraz masz? – spytałam.
- To coś o „fani, praso, chcę prywatności” z Louis’em – wywróciła oczami.
- My mamy chyba podstawę na scenie, prawda, Dev? – spojrzałam na nieobecną twarz przyjaciółki, a następnie w stronę, w którą patrzy. No tak. Do McDonald’s weszli Niall i Louis:
- Przecież byłaś na niego zła – powiedziałam jej po polsku, żeby Bridget nie zrozumiała.
- Zła? Poirytowana brakiem podrywu, ale nie zła – spojrzała na mnie. Po chwili zauważyłam, że Niall pokazuje w naszą stronę, a Lou nam macha. Przysiadają się.
- Harold wywiązał się z zadania? – parsknął śmiechem Niall za to dostał pstryczka w ucho od Louis’a.
- Ee… Yy… No tak – mruknęłam. Totalnie olałam powiedzenie Dev o wieczorze!
- Dobrze, bo Devonne, Nina, Bridget i Danielle też przyjdą, prawda? – uniósł brew Louis.
- Na mnie nie licz – mruknęła Horan.
- Ciebie też zaprosili? – spojrzałam na Dev.
- Miałam ci powiedzieć później – wyszeptała.
- Tak, ja tobie też – uśmiechnęłam się. Bridget skończyła swoje frytki i bez pożegnania wyszła. Spojrzałam to na Niallera, to na Dev. Wpatrzeni w siebie. Ah, ci romantycy. Dźgnęłam Lou w brzuch dłonią, a ten zgiął się w pół.
- Ojej, przepraszam, ale musimy iść do toalety. Chyba Louis się źle poczuł – powiedziałam do nich i pociągnęłam Tomlinsona do toalety(taka, w której umywalki są dla wszystkich, a potem są rozwidlenia dla płci).
- Auaa, po co to zrobiłaś?! – pomasował sobie brzuch.
- Cichoo! – uciszyłam go, patrząc na nasz stolik zza drzwi WC. Niall poczęstował Devonne frytkami, powiedział jej coś na ucho, ona jemu i zaczęli się śmiać, a potem moja BFF poprawiła mu włosy. Odwróciłam wzrok z powrotem na Lou. – Dlatego! – pokazałam mu to, co sama widziałam. – Słodkie, prawda?
- Borsuk wpadł po uszy – uśmiechnął się. Znowu był tym dojrzałym mężczyzną z lekcji tańca.
- Louis… - zaczęłam po krótkiej chwili ciszy. – Kim ty naprawdę jesteś? Tym krejzolem z Video Diaries, czy… tym kimś z lekcji tańca? – spojrzałam mu w oczy, ale wtedy ktoś wszedł do toalety i męski Lou prysł. Spojrzałam na zegarek i uświadamiam sobie, że mamy 10 minut do następnych zajęć, więc wróciłam nonszalanckim krokiem do stolika. Niall obejmował ramieniem moją BFF, ale gdy mnie zobaczył, usiadł prosto z dłońmi na stoliku.
- Musimy iść, zaraz mamy lekcje – powiedziałam, a Dev kiwnęła głową, pożegnałyśmy się z Niall’em i wyszłyśmy.
- Więc „your dream come true”. Poczochrałaś jego włosy – zaśmiałam się.
- Są takie gęste, tak jak myślałam! – ucieszyła się. – Okej, dobra, to może tylko zwykła uprzejmość.
- Kochanie, Louis powiedział, że „borsuk wpadł po uszy” – zamrugałam. – To nie jest uprzejmość. To kiełkująca miłość od pierwszego wejrzenia.
- Kochana jesteś – uściskała mnie.

"Devonne" kochana, z dedykacją dla ciebie
Nie ma to jak nasze myślenie nad piosenką dla ciebie, hah ;) I pamiętaj pani Horan, "Louis to zawsze dobra wymówka!" :D

poniedziałek, 26 grudnia 2011

Rozdział 3: "The Only Exception"


Po wyszykowaniu się wszystkich dziewczyn, zeszłyśmy razem na śniadanie. Zobaczyłyśmy, że mimo iż stoliki były 4-osobowe, to przy jednym siedzieli One Direction. Wszyscy razem. Bridget pomachała im, ale tylko Niall i Louis odmachali. Nie lubili jej? – zdziwiłam się w duchu, ale nie powtórzyłam jej gestu. Zobaczyłam, że przy jednym stoliku siedzi Paweł i jego kolega. Pomachał do mnie i zaprosił skinieniem ręki na wolne miejsce obok siebie. Spojrzałam błagalnie na Ninę i Devonne:
- Okej, to ja posiedzę z Królową Śniegu – powiedziała Nina. – No wiecie, wy znacie polski, ja nie – uśmiechnęła się, wzięła ze szwedzkiego stołu miseczkę płatków czekoladowych i usiadła z Bridget.
Ja i Devonne wzięłyśmy 2 szklanki soku pomarańczowego, ja kanapkę z Nutellą, a ona tosta.
- Cześć – uśmiechnęłam się nieśmiało, siadając obok niego. Naprzeciwko mnie, obok kolegi Pawła usiadła Devonne. – To moja najlepsza przyjaciółka, Devonne. Dev, to jest Paweł, mój kolega z samolotu – podali sobie ręce.
- A ja chciałbym wam przedstawić mojego kuzyna z Londynu, Collin’a. Spoko, mówi po polsku – wyszczerzył się. Chłopak kiwnął do nas głową i wbił wzrok w swoją jajecznicę. Dopiero teraz zorientowałam się, że nie zaczęłam jeść, więc wzięłam kanapkę do ręki i migiem ją schrupałam. Z pełną buzią sięgnęłam po sok. Napiłam się tak gwałtownie, że zaczęłam kaszleć. Paweł poklepał mnie po plecach, a ja plunęłam w bok… prosto na przechodzącego obok Harry’ego i jego koszulkę z napisem „Harry *serce* Louis”. Zrobiłam oczy jak spodki, wytarłam usta serwetką, a następnie wzięłam kolejną i przepraszając, zaczęłam mu pomagać się oczyścić.
- Nie panikuj, nic się nie stało – spojrzał na mnie, podając rękę. Wzięłam ją i wstałam. – Najważniejsze, że się nie zakrztusiłaś, tak? – uśmiechnął się do mnie czarująco i wtedy mi się coś przypomniało:
- Lou mnie nie zabije? – spojrzałam na stan koszulki. W czekoladzie, ślinie i soku pomarańczowym eksponowała nędzę i rozpacz. Harry się zaśmiał.
- Nie, mam jeszcze takich trzy – wzruszył ramionami.
- O taaak, jakby to było normalne – mruknął pod nosem Paweł, ale Styles nie zareagował.
- Zaraz, to ty jesteś… - poklepał się po czole, próbując sobie przypomnieć - … Mary? – prawdę mówiąc pytał.
- Margaret – poprawiłam go. – Ale byłeś blisko, Mary to moje drugie imię – uśmiechnęłam się i wcisnęłam mu w rękę kilka serwetek, a on kiwnął głową i poszedł. Usiadłam i spojrzałam na Devonne.
- Dev, ja już znam tę minę… - powiedziałam udając, że jestem zaniepokojona. – Co podejrzewasz, hmm?
- Ja? Nic – zrobiła niewinne oczka i spojrzała znacząco na Pawła, o którego obecności prawie zapomniałam. – Co mamy pierwsze? Bo mam taki sam plan zajęć jak ty – mrugnęła do mnie.
- Taniec – pokręciłam głową rozbawiona.
- O co chodzi, nie lubisz tańca? – spytał Paweł, nie wiedząc o co mi chodzi. – Czy o to, że Louis czaruje jeszcze lepiej niż Styles? – prychnął.
- A co, zazdrosny? – zaśmiałam się, dając mu kuksańca w bok, a Collin mimowolnie się zaśmiał.
Po śniadaniu zebraliśmy się grupami przy instruktorach. Widząc mnie Louis podbiegł, zostawiając grupę i… uściskał, jakbyśmy się znali co najmniej 100 lat. Odwzajemniłam uścisk, akurat w momencie, kiedy spojrzał na nas Harold i podszedł. Zauważyłam, że zmienił koszulkę. Była prawie identyczna, jak poprzednia, z tym, że tamta była szara, a ta biała.
- O kurwa, rozwaliłam Larry Stylinson – mruknęłam, uwalniając się z objęć Lou, co nie było łatwe.
- HAROLDZIE, CZY MI WYBACZYSZ?! – padł na kolana Louis przed wymienionym, a ten zaczął się zastanawiać.
- No nie wiem, nie wiem, zdradziłeś mnie z posiadaczką mojej maskotki w wersji Ulicy Sezamkowej – spojrzał mu w błagające oczy ze śmiechem. – Oh, no dobra. Now kiss me you fool! – powiedział, a Lou wstał i zaczął udawać, że go namiętnie całuje. Stojący obok Niall i Devonne zaczęli się śmiać jak wariaci. Tak, oni zdecydowanie byli dla siebie stworzeni.
- Ekhem, panie instruktorze, chyba reszta grup już idzie – dałam kuksańca w bok Tomlinsonowi, a ten powiedział grupie, że wychodzimy i tak też zrobiliśmy, idąc w parach, ja z Dev. Za nami szła Bridget z jakąś nieznaną nam dziewczyną. Zalały nas gorące promienie słoneczne, co u większości osób wywołało uśmiech na twarzy. Wyjęłam aparat i zrobiłam zdjęcie widocznemu w oddali Big Benowi. Po 20 minutach spaceru doszliśmy do budynku o nazwie „Universe Dance Studio”. W grupie było nas 10 osób – 5 dziewcząt i 5 chłopaków. Louis kazał nam iść do szatni, żeby przebrać się w wygodniejsze stroje. Ubrałam się więc w mój strój sportowy składający się z krótkich, różowych, bawełnianych spodenek, T-shirtu z krótkim rękawem i czarno-białych trampek i zdjęłam okulary. Tak ubrana weszłam z Devonne na salę, gdzie wszyscy robili ćwiczenia rozciągające. Nie chcąc być gorsza zrobiłam kilka skłonów, rozciąganek, z 5 brzuszków i wstałam, szczerząc się jak głupia. Gdy wszyscy, łącznie z instruktorem weszli na salę, zaczęła się lekcja.
- Okej, przez kilka kolejnych dni będziemy się uczyć układu tanecznego, który wymyśliłem z Zayn’em do „Up All Night”, okej? – spojrzał po nas. Z jego twarzy zniknął „Marchewkowy Louis”, a pojawił się… dorosły mężczyzna. Wszyscy pokiwali głowami i zaczął pokazywać nam kroki, najpierw cały układ, a potem „po kawałku”, powoli i dokładnie. Po jakiejś godzinie ćwiczeń byłam zmęczona jak diabli, ale cały czas się uśmiechałam. Potem kazał nam iść do szatni i powiedział, że jakby co, to są tam prysznice i że za 15 minut mamy następne zajęcia, ale że wszystkie mieszcząc się w okręgu 3 ulic.
- Siostrzyczko, jak bardzo śmierdzę? – spytałam przyjaciółki w szatni.
- Jak prosię – odpowiedziała za nią Panna Idealna, czyli Bridget. Wywróciłam oczami, wzięłam ciuchy i poszłam pod jeden z pryszniców. Szybko się opłukałam, wytarłam wiszącym tam ręcznikiem i ubrałam. Podeszłam do szafki, wyjęłam torbę i wsadziłam tam mój strój. Devonne nie brała prysznica, bo stwierdziła, że prawie się nie spociła. No tak, ona na pewno miała lepszą kondycję ode mnie. Cóż, obie nigdy nie lubiłyśmy WF-u, ale ona mimo wszystko była szczuplejsza. Spojrzałam na plan, który Devonne miała na kartce: następna lekcja – indywidualna lekcja instrumentu. INDYWIDUALNA! Chciało mi się skakać z radości, ale nagle sobie coś przypomniałam:
- O cholera, kurwa mać, zostawiłam gitarę w hotelu! – wściekłam się na siebie, chwyciłam torbę i biegiem rzuciłam się do hotelu. Zajęło mi to 5 minut, co i tak chyba było moim rekordem. Zasapana rzuciłam się na windę i wjechałam na 20 piętro, gdzie miałam pokój. Wyjęłam z torby klucz, otworzyłam drzwi, chwyciłam gitarę, wyszłam i zamknęłam drzwi na klucz. Ponownie zjechałam na dół, a po 10 minutach biegu byłam już w szkole muzycznej i zdałam sobie z czegoś sprawę: indywidualne zajęcia oznaczały, że tylko 2 osoby będą uczone przez Harry’ego i Niall’a. To wcale nie muszę być ja. Zastanowiłam się chwilę i przypomniałam sobie, że mam zajęcia w klasie nr. 7, więc tam ruszyłam, cała spocona – taa, ten prysznic na cholerę się przydał – zmęczona i zasapana.
- Dzień dobry, jestem Margaret i mam mieć tu gita… - podniosłam głowę, którą wcześniej skupiałam na rozpakowywaniu gitary: na jednym z dwóch wolnych krzeseł siedział Harry Styles. – Z tobą mam zajęcia? A to nie Nialler grał lepiej na gitarze? – uniosłam brew.
- Taa, no ale wiesz… - podrapał się po karku. – Jemu spodobała się twoja przyjaciółka, ta blondynka, no a miał mieć lekcje z tobą, a ja z nią, no to zrobiliśmy małą zamianę, znaczy nie, żeby on coś do ciebie miał, no ale wiesz, no i… jestem – ostatnie słowo powiedział uśmiechając się pod nosem.
- Okej – pokiwałam głową z szeroko otwartymi oczami, nadal nie wierząc w swoje szczęście. No i szczęście Devonne. SPODOBAŁA SIĘ NIALL’OWI HORAN’OWI!!!
Wzięłam gitarę i usiadłam na krześle naprzeciwko niego. Położyłam nogę na podnóżku i ustawiłam sobie gitarę, żeby mi się wygodnie grało. Spojrzałam na niego:
- Nie masz swojej czy coś? – zdziwiłam się. – No wiesz, mam lekcje gitary, u siebie w Polsce i zazwyczaj jest tak, że pan ma swoją, pokazuje mi jak grać i…
- Za dużo gadasz – pokręcił głową, ale nadal się uśmiechał. Nasze twarze były niebezpiecznie blisko i patrzyliśmy sobie w oczy przed dobre 10 sekund. Prawie dotykał moich warg swoimi, kiedy… do klasy wparowała Nina! Odskoczyłam na bok i gitara prawie spadła mi z kolan.
- Ups. Sorry, że przeszkadzam, ale… hmm… chyba pomyliłam klasy. Mam grupowe lekcje śpiewu, wiecie gdzie to jest? – wyglądała na szczęśliwą.
- A z kim masz? Liam’em czy Zayn’em? – spojrzał na nią Hazza.
- Z-zayn – powiedziała z rumieńcem i uśmiechem na twarzy.
- Piętro wyżej, korytarzem na prawo, podwójne drzwi z napisem „Zarezerwowane dla obozu muzycznego” – wyrecytował chłopak. Nina pokiwała głową, wyszła i zamknęła za sobą drzwi. – Ile się uczysz grać? – spytał.
- Jakieś 4 lata w ognisku muzycznym. Ale wiesz, klasyką. Na akordach jakieś pół roku. Umiem tylko kilka kolęd i jedną piosenkę – powiedziałam nieśmiało, bo nie było się czym chwalić. – Paramore – The Only Exception.
- Zagraj – poprosił. Pokiwałam głową, chodź miałam ochotę powiedzieć: „NO CHYBA TY!”. Zagrałam intro, a potem z wzrokiem wbitym w podłogę, zaczęłam śpiewać piosenkę. Przy trzeciej zwrotce spojrzałam mu w oczy:
„And I've always lived like this
Keeping a comfortable distance
And up until now
I had sworn to myself that I’m content
With loneliness”
Chłopak lekko się uśmiechnął, a ja do niego. Po zakończonej piosence patrzył na mnie tak… jak nikt nigdy na mnie nie patrzył. A potem cmoknął mnie w policzek. Zarumieniłam się i lekko uśmiechnęłam, chodź miałam ochotę iść do dźwiękoszczelnego pomieszczenia i zacząć krzyczeć, jak wtedy, kiedy Niall miał poznać Justin’a Bieber’a…
- Czy mam to uznać za „podobało mi się” czy może „oj, żałuję cię dziewczynko”? – uniosłam brew. Zaśmiał się.
- Za to pierwsze. I to bardzo. Masz talent, dziewczyno, nie zmarnuj go – spojrzał na zegarek na ścianie. – A nasza lekcja dobiegła końca. Indywidualne są półgodzinne – kiwnęłam głową.
- Spytaj przyjaciółki, jak było na jej lekcji. Z resztą obu spytaj – mrugnął do mnie.
- Blondynka to Devonne, szatynka to Nina – wyjaśniłam. – No a Bridget już znasz – powiedziałam to mimowolnie.
- Dzięki, postaram się zapamiętać. Aha, i jeszcze jedno – Przyjdziesz na marchewki i „Straszny Film 3” wieczorem? – spytał i się zaśmiał. – Sorry, o tych marchewkach Lou kazał ci powiedzieć. Apartament. No wiesz, penthouse.
No jasne, najlepsze dla najlepszych. Przecież by im nie dali byle jakiego pokoju.
- Szczerze mówiąc nie mam żadnych… planów tak na serio, ale chciałam się umówić z moim kolegą… - czemu mi się gęba nie zamknie?! Harry Styles zaprasza mnie na film, a ja mówię o Pawle!
- Ouu… - wyglądał na zbitego z tropu. – To ten, który siedział z wami przy śniadaniu, tak?
Pokiwałam głową:
- Jest z Polski, tak jak ja i Devonne – dodałam. – O, właśnie – odchrząknęłam i wyprostowałam się. – Kiedy One Direction da koncert w Polsce? – od zawsze chciałam zadać to pytanie w imieniu Polish Directioners.
- A to zależy – uśmiechnął się cwano.
- Od?
- Czy przyjdziesz na film?
- To jest szantaż? – uniosłam brew, a potem się zaśmiałam. – To było pytanie retoryczne – wyjaśniłam. – Przyjdę, ale chcę zobaczyć miłość Larry Stylinson – parsknęłam śmiechem, a on wstał i się ukłonił:
- Do usług panno…
- … Perry – dokończyłam za niego. – Wiesz co? Jesteś beznadziejnym nauczycielem – wstałam i spojrzałam na jego smutną minę. – Ale równym gościem – mruknęłam na tyle głośno, żeby usłyszał. Uśmiechnął się pod nosem, a ja spakowałam powoli wszystkie rzeczy.
- Co teraz masz? – zainteresował się.
- Śpiew. Z Liam’em – upiłam łyk wody z butelki z torby i ją schowałam. – No to… do jutra – uścisnęłam mu dłoń. Była silna, i męska… Po dłużej niż krótkiej chwili wyszłam z sali, a w holu spotkałam Dev:
- I jak zajęcia z Niallerem? – zagadnęłam.
- Uh, on naprawdę przejmuje się głupią grą na tamburynie! – zirytowała się. – I że jeszcze miał mieć, zajęcia z tobą, ale Harry chciał się zamie…
- CO ci powiedział?! Ja słyszałam dokładnie odwrotną wersję! I że wpadłaś w oko Niall’owi – mrugnęłam do niej. Wjechałyśmy windą na górę.
- Faceci – wywróciła oczami. – O, patrz, chociaż jedna szczęśliwa – uśmiechnęła się do nadchodzącej Niny.
- I jak lekcja? – spytałam.
- Jestem w niebie. Albo „I’m on a HIGHWAY TO HELL!” – zaśpiewała altem z lekką chrypką w głosie. – Dobra, ja lecę, zaraz mam taniec z Louis’em – zachichotała i wsiadła do windy, z której wysiadłyśmy i wcisnęła „0”.
- O mój Boże, przepraszam! – powiedziałam nagle.
- Co się stało? – zdziwiła się.
- Harry się stał. Pocałował mnie, o tu! – pokazałam na lewy policzek. Devonne spojrzała na mnie w osłupieniu, a potem zrobiła tę swoją minę:
- Taa… Szybki jest. Paweł nie ma szans.
- Oj cichoo! Dobra, chodź pani „Ale-Ja-Śpiewam-Tylko-W-Kościele” – pociągnęłam ją za rękę i weszłyśmy do ogromnej sali śpiewu. 

Takie tam. Ostrzegam, że akcja idzie dość... szybko. Taa, spodziewajcie się tylko kilku zwrotów akcji, bo ja tam uważam, że to będzie jedno, wielkie i przesłodzone romansidło. No to tylee...
Z dedykacją dla Moniki czyli @orangedirection, która "le czeka" na ten rozdział i mnie męczyła, żebym dodała ;)
I przepraszam "Devonne", ale (SPOILER!) w następnym rozdziale śpiewasz kochana

sobota, 24 grudnia 2011

Rozdział 2: "I like you laugh"


„I <3 Cookie Monster! But he hasn’t beautiful, big, Brown eyes… ;(
With love,
Harold Styles
Tak brzmiała dedykacja od Harry’ego w moim pamiętniku. Aż pisnęłam z radości.
- Z czego się cieszysz? – mruknęła Bridget. Pokazałam jej dedykację. – W stylu Harry’ego – uśmiechnęła się lekko, ale złośliwie. – A to, że Niall napisał komuś serduszko, to coś znaczy, znam własnego brata – spojrzała na Devonne.
- Skąd ty to wiesz? – aż zachłysnęłam się pitą wodą.
- I know that „heart” is in Polish „serce” or „serduszko”, I’m not stupid – wywróciła oczami.
- To znasz polski?
- Kilka słów. Kiedyś podobał mi się ten polski aktor, Maciek Musiał! No wiesz, w dawnej fryzurze Liam’a, kojarzysz?
- No, powiedzmy, że dosyć często odwiedzam jego fanpage na Facebook’u – mrugnęłam do niej i wtedy usłyszałam pukanie do drzwi. Nina otworzyła, a stał przed nią… Louis Tomlinson!
- GET THE FUCK OUT! – syknęła Bridget, a zielonooka poszła do łazienki.
- Nie no, znowu primadonna – wyszczerzył się i z gracją baleriny wparował do pokoju, najstarszy i najzabawniejszy wg. mnie członek zespołu. – Jutro taniec… Może mała próbka? – i zatańczył przed nami taniec z teledysku „I’m sexy and I know it”, trzymając w ręce telefon, z którego leciała muzyka. Ja i Dev zaczęłyśmy się śmiać jak opętane. Opętane przez Lou Tomlinsona, taa… ;)
- Lubię cię – spojrzał na mnie, a ja zrobiłam oczy ja spodki i lekko się zarumieniłam. – Masz ładny śmiech – pogłaskał mnie po głowie jak kociaka.
- Yyy… dzięki – spojrzałam mimowolnie na jego rękę na mojej głowie. – A ty fajne… yy… ulubione warzywo – wypaliłam i czekałam na jego reakcję.
- Dzięki. KOCHAM marchewki. One kiedyś zmienią świat, wiecie? No mówię wam, to one pomogły Edisonowi w wynalezieniu żarówki! A ty? – spojrzał na Devonne. – Lubisz marchewki? – wyczekiwał jej odpowiedzi, jak małe dziecko cukierka.
- Yyy… są spoko. Lubię ciasto marchewkowe – uśmiechnęła się, ale widać było, że zaraz wybuchnie śmiechem.
- O tak! – klepnął się w tyłek jak Kojo z „Zeke’a i Luther’a” i wyszedł.
- Czy on tak zawsze? – zamrugałam, cały czas patrząc na drzwi, a następnie zerkając na brunetkę. -  Ja tylko tak z czystej ciekawości. No wiesz, widziałam Video Diaries, ale…
- Zwłaszcza jak sobie upatrzy nowego przyjaciela – przerwała mi Bridget. – Przygotuj się, Margaret – powiedziała tonem Jade z „Victoria znaczy zwycięstwo”.
- Nie bój się, w szkole się z gorszymi użerałam i to w dodatku NIE miłymi – spojrzałam znacząco na Dev, a ona tylko pokiwała głową i uśmiechnęła się pod nosem. – W każdym razie ja idę pod prysznic, bo widzę, że Nina skorzystała z okazji – spojrzałam na szatynkę. – Przegapiłaś pokaz tańca – zaśmiałam się, wzięłam piżamę i poszłam do łazienki. Też tak macie, że pod prysznicem myślicie o całym swoim dniu? I zastanawiacie się „co by było gdyby…?”. Bo ja tak. A więc woda się lała i grzała moje zmęczone podróżą i emocjami ciało, a ja zamknęłam oczy i… nie miałam czego żałować! Gdybym nie przyjechała na ten obóz, nie poznałabym One Direction… Ani Pawła. O właśnie. Nawet nie wiem w którym pokoju on mieszka. Jutro na porannej zbiórce muszę go zapytać, może wpadnę na film, czy coś… Ale co jeśli Louis będzie próbował mnie ściągnąć do niego i chłopaków? Co wtedy? Wybór między chłopakiem, z którym rozmawiałam 2 godziny, a chłopakami, których słuchałam od niedawna… Ale co ja w ogóle plotę? Przecież może nikt mnie nie zaprosić i zostanę w pokoju z dziewczynami. I tak będzie miło. Z Devonne, i Niną… Nawet spróbuję się przekonać do Bridget, w końcu to przyszła szwagierka mojej najlepszej przyjaciółki.
Usłyszałam pukanie do drzwi:
- Wyjdziesz stąd albo cię wyniosę! – krzyknęła Horan.
- Dobra, daj mi 5 minut! – szybko umyłam się płynem, spłukałam, wytarłam się. Włożyłam piżamę składającą się z szarego T-shirtu z misiem i bawełnianych rybaczek w tym samym kolorze. Związałam włosy w niedbały koczek i włożyłam opaskę. Okulary – tak, noszę minusy, mam krótkowzroczność, a rodzaj? Nerdy. W każdym razie schowałam je do metalowego pudełeczka i wyszłam z łazienki, do której od razu wpadła Bridget.
- A ta co, maniaczka czystości? – powiedziałam teatralnym szeptem, a dziewczyny się zaśmiały. Podeszłam do szafki nocnej, gdzie leżał mój telefon. Połączenie nieodebrane: mama. Oddzwoniłam do niej, słuchając „Talk to me” na jej graniu na czekanie. W końcu odebrała.
- Hej mamuś. Przepraszam, że wcześniej nie dzwoniłam, ale wiesz, rozpakowywanie, koncert powitalny…
- I co, kogo macie? Czyżby jednak ta piosenkarka, której piosenkę śpiewasz pod prysznicem?
- Nie, mamo. Lepiej. One. Direction – każde słowo mówiłam powoli, żeby nie zacząć piszczeć z zachwytu.
- I co, i widziałaś ich, rozmawiałaś z nimi? Masz autografy czy coś takiego? Jakieś zdjęcia?
- Tak mamo, mam autografy. A zdjęcia? Przecież codziennie będę się z nimi widzieć, jeszcze zdążę! – zaśmiałam się. – I poznałam siostrę Niall’a.
- Którego? Tego szatyna?
- Nie mamo, blondyna. Szatyn to Zayn – wywróciłam oczami, a rozumiejąca mnie Devonne zachichotała i powiedziała to po angielsku do Niny.
- Aha, Zayn. No dobra, a widziałaś się już Devonne?
- Tak, trafiłyśmy do tego samego pokoju. Jest tu też właśnie Bridget Horan i Nina… - spojrzałam znacząco na wymienioną, a ta powiedziała bezgłośnie… - Nina Collins. Wiesz co? Muszę kończyć, jutro wcześnie wstaję, a muszę jeszcze powtórzyć sobie chwyty. Pa!
- Dobranoc kochanie, pa – rozłączyła się. Jak powiedziałam mamie, tak też zrobiłam. Bridget wyszła z łazienki i wyjęła spod łóżka swojego laptopa. Weszła na Twittera i zaczęła tweetować. Akurat wyciągałam gitarę z futerału, kiedy zaskoczyła mnie pytaniem:
- Jaką masz nazwę na Twitterze? Dam ci „follow” – spojrzała mi w oczy. Zaczerwieniłam się jak cegła i wyjąkałam:
- M… MargaaStyles – wykrztusiłam w końcu. Później spytała Dev, która nie miała Twittera, a Nina nawet nie wiedziała, co to jest. Po tym do moich rąk trafiła gitara i kawałek kartki, na której miałam wypisane wszystkie akordy. Zaczęłam je powtarzać, jeden po drugim. Wyobrażałam sobie, jak Harry bierze mnie za rękę, żeby pokazać, jak lepiej powinnam grać i gramy razem na jednej gitarze… Wtedy spojrzałam na godzinę na zegarku w telefonie: dochodziła 23, a Devonne zdążyła wziąć prysznic.
- Nie wiem jak wy, ale ja idę spać – mruknęłam, odłożyłam gitarę do futerału i przysunęłam swoje łóżko do łóżka Devonne.
- Co robisz? – spytała mnie, leżąc już w swoim i przytulając swojego pluszowego Fineasza.
- Lubię sobie pogadać po polsku, wiesz? A głupio tak wyłączać naszą koleżankę ze Szkocji z rozmowy. Więc będziemy gadać wieczorami – uśmiechnęłam się.
- Nawet nie taki głupi pomysł – powiedziała tylko i ziewnęła. Ja, po przesunięciu łóżka wzięłam mojego pluszowego Harolda i weszłam do łóżka. Nie równało się z tym w moim domu, ale mimo wszystko…

Tkwię z Harry’m w jakimś kantorku na mopy, słychać stłumione piski, a on mówi:
- Oni nam nigdy nie dadzą spokoju. I… i mimo, że cię kocham, nie dam rady, wiesz? – spojrzał mi w oczy i dotknął mojego policzka. – Nie zniosę tego dłużej, chłopaki też nie.
- Dobrze wiedzieć, kiedy jeszcze tydzień temu mówiłeś: „może i nie mamy siły, ale nigdy nie mów nigdy”? To na pewno nie moje słowa! – po policzkach zaczęły spływać mi łzy.
- Ani moje! To tekst piosenki!
- Ale cytowałeś ją. A potem powiedziałeś, że mnie kochasz!
- I może to był właśnie największy błąd w moim życiu… - jeszcze raz spojrzał mi w oczy. I zniknął.

I nagle… usłyszałam budzik. Obudziłam się, wyłączyłam budzik(ustawiony na godzinę 7, bo o 7.30 zbiórka na śniadanie, a potem od 8.00 zajęcia) i dotknęłam swojej twarzy. Cała mokra, we łzach… I smarkach. A fuu. Jako, że wstałam jako pierwsza, chwyciłam ciuchy i poszłam do łazienki.
Umyłam ręce i twarz. Rozwalone włosy rozczesałam i związałam w koczek, z którego wystawały tylko 2 kosmyki z przodu. Zdjęłam piżamy i je złożyłam, a następnie wyjrzałam przez okno w łazience: ładna, słoneczna pogoda. Ubrałam na siebie białą T-shirt na ramiączkach z napisem „I <3  Camping”, krótkie, jeansowe spodenki, na T-shirt narzuciłam turkusową koszulę w ciemną kratę, która sięgała mi do kolan, ale nie zapięłam jej. Pomalowałam rzęsy tuszem i umyłam zęby, mimo iż zazwyczaj nie robię tego przed śniadaniem. Ale to jest obóz, więc wzięłam do kieszeni paczkę gum do żucia, na wypadek nieświeżego, pośniadaniowego oddechu. Włożyłam okulary, a usta maznęłam błyszczykiem. Po wyjściu z łazienki pościeliłam łóżko i położyłam na nim piżamę, a do łazienki poszła Bridget.
Wzięłam z szafki nocnej telefon i spojrzała na tapetę: był tam Louis całujący Harry’ego w policzek. Larry Stylinson. Uśmiechnęłam się mimowolnie, zablokowałam telefon i schowałam go do kieszeni spodenek. Z półki wzięłam swoją torbę na ramię, do której spakowałam portfel, butelkę wody, aparat fotograficzny i przewiewny strój sportowy.
Niach, niach, niach, no i macie rozdział 2 i odpał Lou, który dzisiaj ma 20 urodziny, także HAPPY BIRTHDAY TO HIM! :)
No i Wesołych Świąt oczywiście, dla wszystkich Directioners, Beliebers, Echelonu i wszystkim fanom wszystkich! :)