sobota, 24 grudnia 2011

Rozdział 2: "I like you laugh"


„I <3 Cookie Monster! But he hasn’t beautiful, big, Brown eyes… ;(
With love,
Harold Styles
Tak brzmiała dedykacja od Harry’ego w moim pamiętniku. Aż pisnęłam z radości.
- Z czego się cieszysz? – mruknęła Bridget. Pokazałam jej dedykację. – W stylu Harry’ego – uśmiechnęła się lekko, ale złośliwie. – A to, że Niall napisał komuś serduszko, to coś znaczy, znam własnego brata – spojrzała na Devonne.
- Skąd ty to wiesz? – aż zachłysnęłam się pitą wodą.
- I know that „heart” is in Polish „serce” or „serduszko”, I’m not stupid – wywróciła oczami.
- To znasz polski?
- Kilka słów. Kiedyś podobał mi się ten polski aktor, Maciek Musiał! No wiesz, w dawnej fryzurze Liam’a, kojarzysz?
- No, powiedzmy, że dosyć często odwiedzam jego fanpage na Facebook’u – mrugnęłam do niej i wtedy usłyszałam pukanie do drzwi. Nina otworzyła, a stał przed nią… Louis Tomlinson!
- GET THE FUCK OUT! – syknęła Bridget, a zielonooka poszła do łazienki.
- Nie no, znowu primadonna – wyszczerzył się i z gracją baleriny wparował do pokoju, najstarszy i najzabawniejszy wg. mnie członek zespołu. – Jutro taniec… Może mała próbka? – i zatańczył przed nami taniec z teledysku „I’m sexy and I know it”, trzymając w ręce telefon, z którego leciała muzyka. Ja i Dev zaczęłyśmy się śmiać jak opętane. Opętane przez Lou Tomlinsona, taa… ;)
- Lubię cię – spojrzał na mnie, a ja zrobiłam oczy ja spodki i lekko się zarumieniłam. – Masz ładny śmiech – pogłaskał mnie po głowie jak kociaka.
- Yyy… dzięki – spojrzałam mimowolnie na jego rękę na mojej głowie. – A ty fajne… yy… ulubione warzywo – wypaliłam i czekałam na jego reakcję.
- Dzięki. KOCHAM marchewki. One kiedyś zmienią świat, wiecie? No mówię wam, to one pomogły Edisonowi w wynalezieniu żarówki! A ty? – spojrzał na Devonne. – Lubisz marchewki? – wyczekiwał jej odpowiedzi, jak małe dziecko cukierka.
- Yyy… są spoko. Lubię ciasto marchewkowe – uśmiechnęła się, ale widać było, że zaraz wybuchnie śmiechem.
- O tak! – klepnął się w tyłek jak Kojo z „Zeke’a i Luther’a” i wyszedł.
- Czy on tak zawsze? – zamrugałam, cały czas patrząc na drzwi, a następnie zerkając na brunetkę. -  Ja tylko tak z czystej ciekawości. No wiesz, widziałam Video Diaries, ale…
- Zwłaszcza jak sobie upatrzy nowego przyjaciela – przerwała mi Bridget. – Przygotuj się, Margaret – powiedziała tonem Jade z „Victoria znaczy zwycięstwo”.
- Nie bój się, w szkole się z gorszymi użerałam i to w dodatku NIE miłymi – spojrzałam znacząco na Dev, a ona tylko pokiwała głową i uśmiechnęła się pod nosem. – W każdym razie ja idę pod prysznic, bo widzę, że Nina skorzystała z okazji – spojrzałam na szatynkę. – Przegapiłaś pokaz tańca – zaśmiałam się, wzięłam piżamę i poszłam do łazienki. Też tak macie, że pod prysznicem myślicie o całym swoim dniu? I zastanawiacie się „co by było gdyby…?”. Bo ja tak. A więc woda się lała i grzała moje zmęczone podróżą i emocjami ciało, a ja zamknęłam oczy i… nie miałam czego żałować! Gdybym nie przyjechała na ten obóz, nie poznałabym One Direction… Ani Pawła. O właśnie. Nawet nie wiem w którym pokoju on mieszka. Jutro na porannej zbiórce muszę go zapytać, może wpadnę na film, czy coś… Ale co jeśli Louis będzie próbował mnie ściągnąć do niego i chłopaków? Co wtedy? Wybór między chłopakiem, z którym rozmawiałam 2 godziny, a chłopakami, których słuchałam od niedawna… Ale co ja w ogóle plotę? Przecież może nikt mnie nie zaprosić i zostanę w pokoju z dziewczynami. I tak będzie miło. Z Devonne, i Niną… Nawet spróbuję się przekonać do Bridget, w końcu to przyszła szwagierka mojej najlepszej przyjaciółki.
Usłyszałam pukanie do drzwi:
- Wyjdziesz stąd albo cię wyniosę! – krzyknęła Horan.
- Dobra, daj mi 5 minut! – szybko umyłam się płynem, spłukałam, wytarłam się. Włożyłam piżamę składającą się z szarego T-shirtu z misiem i bawełnianych rybaczek w tym samym kolorze. Związałam włosy w niedbały koczek i włożyłam opaskę. Okulary – tak, noszę minusy, mam krótkowzroczność, a rodzaj? Nerdy. W każdym razie schowałam je do metalowego pudełeczka i wyszłam z łazienki, do której od razu wpadła Bridget.
- A ta co, maniaczka czystości? – powiedziałam teatralnym szeptem, a dziewczyny się zaśmiały. Podeszłam do szafki nocnej, gdzie leżał mój telefon. Połączenie nieodebrane: mama. Oddzwoniłam do niej, słuchając „Talk to me” na jej graniu na czekanie. W końcu odebrała.
- Hej mamuś. Przepraszam, że wcześniej nie dzwoniłam, ale wiesz, rozpakowywanie, koncert powitalny…
- I co, kogo macie? Czyżby jednak ta piosenkarka, której piosenkę śpiewasz pod prysznicem?
- Nie, mamo. Lepiej. One. Direction – każde słowo mówiłam powoli, żeby nie zacząć piszczeć z zachwytu.
- I co, i widziałaś ich, rozmawiałaś z nimi? Masz autografy czy coś takiego? Jakieś zdjęcia?
- Tak mamo, mam autografy. A zdjęcia? Przecież codziennie będę się z nimi widzieć, jeszcze zdążę! – zaśmiałam się. – I poznałam siostrę Niall’a.
- Którego? Tego szatyna?
- Nie mamo, blondyna. Szatyn to Zayn – wywróciłam oczami, a rozumiejąca mnie Devonne zachichotała i powiedziała to po angielsku do Niny.
- Aha, Zayn. No dobra, a widziałaś się już Devonne?
- Tak, trafiłyśmy do tego samego pokoju. Jest tu też właśnie Bridget Horan i Nina… - spojrzałam znacząco na wymienioną, a ta powiedziała bezgłośnie… - Nina Collins. Wiesz co? Muszę kończyć, jutro wcześnie wstaję, a muszę jeszcze powtórzyć sobie chwyty. Pa!
- Dobranoc kochanie, pa – rozłączyła się. Jak powiedziałam mamie, tak też zrobiłam. Bridget wyszła z łazienki i wyjęła spod łóżka swojego laptopa. Weszła na Twittera i zaczęła tweetować. Akurat wyciągałam gitarę z futerału, kiedy zaskoczyła mnie pytaniem:
- Jaką masz nazwę na Twitterze? Dam ci „follow” – spojrzała mi w oczy. Zaczerwieniłam się jak cegła i wyjąkałam:
- M… MargaaStyles – wykrztusiłam w końcu. Później spytała Dev, która nie miała Twittera, a Nina nawet nie wiedziała, co to jest. Po tym do moich rąk trafiła gitara i kawałek kartki, na której miałam wypisane wszystkie akordy. Zaczęłam je powtarzać, jeden po drugim. Wyobrażałam sobie, jak Harry bierze mnie za rękę, żeby pokazać, jak lepiej powinnam grać i gramy razem na jednej gitarze… Wtedy spojrzałam na godzinę na zegarku w telefonie: dochodziła 23, a Devonne zdążyła wziąć prysznic.
- Nie wiem jak wy, ale ja idę spać – mruknęłam, odłożyłam gitarę do futerału i przysunęłam swoje łóżko do łóżka Devonne.
- Co robisz? – spytała mnie, leżąc już w swoim i przytulając swojego pluszowego Fineasza.
- Lubię sobie pogadać po polsku, wiesz? A głupio tak wyłączać naszą koleżankę ze Szkocji z rozmowy. Więc będziemy gadać wieczorami – uśmiechnęłam się.
- Nawet nie taki głupi pomysł – powiedziała tylko i ziewnęła. Ja, po przesunięciu łóżka wzięłam mojego pluszowego Harolda i weszłam do łóżka. Nie równało się z tym w moim domu, ale mimo wszystko…

Tkwię z Harry’m w jakimś kantorku na mopy, słychać stłumione piski, a on mówi:
- Oni nam nigdy nie dadzą spokoju. I… i mimo, że cię kocham, nie dam rady, wiesz? – spojrzał mi w oczy i dotknął mojego policzka. – Nie zniosę tego dłużej, chłopaki też nie.
- Dobrze wiedzieć, kiedy jeszcze tydzień temu mówiłeś: „może i nie mamy siły, ale nigdy nie mów nigdy”? To na pewno nie moje słowa! – po policzkach zaczęły spływać mi łzy.
- Ani moje! To tekst piosenki!
- Ale cytowałeś ją. A potem powiedziałeś, że mnie kochasz!
- I może to był właśnie największy błąd w moim życiu… - jeszcze raz spojrzał mi w oczy. I zniknął.

I nagle… usłyszałam budzik. Obudziłam się, wyłączyłam budzik(ustawiony na godzinę 7, bo o 7.30 zbiórka na śniadanie, a potem od 8.00 zajęcia) i dotknęłam swojej twarzy. Cała mokra, we łzach… I smarkach. A fuu. Jako, że wstałam jako pierwsza, chwyciłam ciuchy i poszłam do łazienki.
Umyłam ręce i twarz. Rozwalone włosy rozczesałam i związałam w koczek, z którego wystawały tylko 2 kosmyki z przodu. Zdjęłam piżamy i je złożyłam, a następnie wyjrzałam przez okno w łazience: ładna, słoneczna pogoda. Ubrałam na siebie białą T-shirt na ramiączkach z napisem „I <3  Camping”, krótkie, jeansowe spodenki, na T-shirt narzuciłam turkusową koszulę w ciemną kratę, która sięgała mi do kolan, ale nie zapięłam jej. Pomalowałam rzęsy tuszem i umyłam zęby, mimo iż zazwyczaj nie robię tego przed śniadaniem. Ale to jest obóz, więc wzięłam do kieszeni paczkę gum do żucia, na wypadek nieświeżego, pośniadaniowego oddechu. Włożyłam okulary, a usta maznęłam błyszczykiem. Po wyjściu z łazienki pościeliłam łóżko i położyłam na nim piżamę, a do łazienki poszła Bridget.
Wzięłam z szafki nocnej telefon i spojrzała na tapetę: był tam Louis całujący Harry’ego w policzek. Larry Stylinson. Uśmiechnęłam się mimowolnie, zablokowałam telefon i schowałam go do kieszeni spodenek. Z półki wzięłam swoją torbę na ramię, do której spakowałam portfel, butelkę wody, aparat fotograficzny i przewiewny strój sportowy.
Niach, niach, niach, no i macie rozdział 2 i odpał Lou, który dzisiaj ma 20 urodziny, także HAPPY BIRTHDAY TO HIM! :)
No i Wesołych Świąt oczywiście, dla wszystkich Directioners, Beliebers, Echelonu i wszystkim fanom wszystkich! :)

4 komentarze:

  1. awwwwwwwwwwwwwwwwwwwww... <3 Louis mordo ty moja! nawet w opowiadaniu mnie rozwalasz! xd maciej musiła i fryz na liama hahahahahah xd amazayn rozdział <33 Merry 1Dmas :DDD
    pojebana @orangedirection *le zaciesz na mordzie* :D

    OdpowiedzUsuń
  2. „I’m sexy and I know it” KOCHAM TO:)Jesteś świetna:)

    OdpowiedzUsuń
  3. OMG, CZY MI SIE ZDAJE, CZY TY NAPISALAS "ECHELONU" ?!?!?!?!? czyzby istniała na tym swiecie directionerka, która kocha marsów i nie jest mną ?! <3333333333

    OdpowiedzUsuń