poniedziałek, 26 grudnia 2011

Rozdział 3: "The Only Exception"


Po wyszykowaniu się wszystkich dziewczyn, zeszłyśmy razem na śniadanie. Zobaczyłyśmy, że mimo iż stoliki były 4-osobowe, to przy jednym siedzieli One Direction. Wszyscy razem. Bridget pomachała im, ale tylko Niall i Louis odmachali. Nie lubili jej? – zdziwiłam się w duchu, ale nie powtórzyłam jej gestu. Zobaczyłam, że przy jednym stoliku siedzi Paweł i jego kolega. Pomachał do mnie i zaprosił skinieniem ręki na wolne miejsce obok siebie. Spojrzałam błagalnie na Ninę i Devonne:
- Okej, to ja posiedzę z Królową Śniegu – powiedziała Nina. – No wiecie, wy znacie polski, ja nie – uśmiechnęła się, wzięła ze szwedzkiego stołu miseczkę płatków czekoladowych i usiadła z Bridget.
Ja i Devonne wzięłyśmy 2 szklanki soku pomarańczowego, ja kanapkę z Nutellą, a ona tosta.
- Cześć – uśmiechnęłam się nieśmiało, siadając obok niego. Naprzeciwko mnie, obok kolegi Pawła usiadła Devonne. – To moja najlepsza przyjaciółka, Devonne. Dev, to jest Paweł, mój kolega z samolotu – podali sobie ręce.
- A ja chciałbym wam przedstawić mojego kuzyna z Londynu, Collin’a. Spoko, mówi po polsku – wyszczerzył się. Chłopak kiwnął do nas głową i wbił wzrok w swoją jajecznicę. Dopiero teraz zorientowałam się, że nie zaczęłam jeść, więc wzięłam kanapkę do ręki i migiem ją schrupałam. Z pełną buzią sięgnęłam po sok. Napiłam się tak gwałtownie, że zaczęłam kaszleć. Paweł poklepał mnie po plecach, a ja plunęłam w bok… prosto na przechodzącego obok Harry’ego i jego koszulkę z napisem „Harry *serce* Louis”. Zrobiłam oczy jak spodki, wytarłam usta serwetką, a następnie wzięłam kolejną i przepraszając, zaczęłam mu pomagać się oczyścić.
- Nie panikuj, nic się nie stało – spojrzał na mnie, podając rękę. Wzięłam ją i wstałam. – Najważniejsze, że się nie zakrztusiłaś, tak? – uśmiechnął się do mnie czarująco i wtedy mi się coś przypomniało:
- Lou mnie nie zabije? – spojrzałam na stan koszulki. W czekoladzie, ślinie i soku pomarańczowym eksponowała nędzę i rozpacz. Harry się zaśmiał.
- Nie, mam jeszcze takich trzy – wzruszył ramionami.
- O taaak, jakby to było normalne – mruknął pod nosem Paweł, ale Styles nie zareagował.
- Zaraz, to ty jesteś… - poklepał się po czole, próbując sobie przypomnieć - … Mary? – prawdę mówiąc pytał.
- Margaret – poprawiłam go. – Ale byłeś blisko, Mary to moje drugie imię – uśmiechnęłam się i wcisnęłam mu w rękę kilka serwetek, a on kiwnął głową i poszedł. Usiadłam i spojrzałam na Devonne.
- Dev, ja już znam tę minę… - powiedziałam udając, że jestem zaniepokojona. – Co podejrzewasz, hmm?
- Ja? Nic – zrobiła niewinne oczka i spojrzała znacząco na Pawła, o którego obecności prawie zapomniałam. – Co mamy pierwsze? Bo mam taki sam plan zajęć jak ty – mrugnęła do mnie.
- Taniec – pokręciłam głową rozbawiona.
- O co chodzi, nie lubisz tańca? – spytał Paweł, nie wiedząc o co mi chodzi. – Czy o to, że Louis czaruje jeszcze lepiej niż Styles? – prychnął.
- A co, zazdrosny? – zaśmiałam się, dając mu kuksańca w bok, a Collin mimowolnie się zaśmiał.
Po śniadaniu zebraliśmy się grupami przy instruktorach. Widząc mnie Louis podbiegł, zostawiając grupę i… uściskał, jakbyśmy się znali co najmniej 100 lat. Odwzajemniłam uścisk, akurat w momencie, kiedy spojrzał na nas Harold i podszedł. Zauważyłam, że zmienił koszulkę. Była prawie identyczna, jak poprzednia, z tym, że tamta była szara, a ta biała.
- O kurwa, rozwaliłam Larry Stylinson – mruknęłam, uwalniając się z objęć Lou, co nie było łatwe.
- HAROLDZIE, CZY MI WYBACZYSZ?! – padł na kolana Louis przed wymienionym, a ten zaczął się zastanawiać.
- No nie wiem, nie wiem, zdradziłeś mnie z posiadaczką mojej maskotki w wersji Ulicy Sezamkowej – spojrzał mu w błagające oczy ze śmiechem. – Oh, no dobra. Now kiss me you fool! – powiedział, a Lou wstał i zaczął udawać, że go namiętnie całuje. Stojący obok Niall i Devonne zaczęli się śmiać jak wariaci. Tak, oni zdecydowanie byli dla siebie stworzeni.
- Ekhem, panie instruktorze, chyba reszta grup już idzie – dałam kuksańca w bok Tomlinsonowi, a ten powiedział grupie, że wychodzimy i tak też zrobiliśmy, idąc w parach, ja z Dev. Za nami szła Bridget z jakąś nieznaną nam dziewczyną. Zalały nas gorące promienie słoneczne, co u większości osób wywołało uśmiech na twarzy. Wyjęłam aparat i zrobiłam zdjęcie widocznemu w oddali Big Benowi. Po 20 minutach spaceru doszliśmy do budynku o nazwie „Universe Dance Studio”. W grupie było nas 10 osób – 5 dziewcząt i 5 chłopaków. Louis kazał nam iść do szatni, żeby przebrać się w wygodniejsze stroje. Ubrałam się więc w mój strój sportowy składający się z krótkich, różowych, bawełnianych spodenek, T-shirtu z krótkim rękawem i czarno-białych trampek i zdjęłam okulary. Tak ubrana weszłam z Devonne na salę, gdzie wszyscy robili ćwiczenia rozciągające. Nie chcąc być gorsza zrobiłam kilka skłonów, rozciąganek, z 5 brzuszków i wstałam, szczerząc się jak głupia. Gdy wszyscy, łącznie z instruktorem weszli na salę, zaczęła się lekcja.
- Okej, przez kilka kolejnych dni będziemy się uczyć układu tanecznego, który wymyśliłem z Zayn’em do „Up All Night”, okej? – spojrzał po nas. Z jego twarzy zniknął „Marchewkowy Louis”, a pojawił się… dorosły mężczyzna. Wszyscy pokiwali głowami i zaczął pokazywać nam kroki, najpierw cały układ, a potem „po kawałku”, powoli i dokładnie. Po jakiejś godzinie ćwiczeń byłam zmęczona jak diabli, ale cały czas się uśmiechałam. Potem kazał nam iść do szatni i powiedział, że jakby co, to są tam prysznice i że za 15 minut mamy następne zajęcia, ale że wszystkie mieszcząc się w okręgu 3 ulic.
- Siostrzyczko, jak bardzo śmierdzę? – spytałam przyjaciółki w szatni.
- Jak prosię – odpowiedziała za nią Panna Idealna, czyli Bridget. Wywróciłam oczami, wzięłam ciuchy i poszłam pod jeden z pryszniców. Szybko się opłukałam, wytarłam wiszącym tam ręcznikiem i ubrałam. Podeszłam do szafki, wyjęłam torbę i wsadziłam tam mój strój. Devonne nie brała prysznica, bo stwierdziła, że prawie się nie spociła. No tak, ona na pewno miała lepszą kondycję ode mnie. Cóż, obie nigdy nie lubiłyśmy WF-u, ale ona mimo wszystko była szczuplejsza. Spojrzałam na plan, który Devonne miała na kartce: następna lekcja – indywidualna lekcja instrumentu. INDYWIDUALNA! Chciało mi się skakać z radości, ale nagle sobie coś przypomniałam:
- O cholera, kurwa mać, zostawiłam gitarę w hotelu! – wściekłam się na siebie, chwyciłam torbę i biegiem rzuciłam się do hotelu. Zajęło mi to 5 minut, co i tak chyba było moim rekordem. Zasapana rzuciłam się na windę i wjechałam na 20 piętro, gdzie miałam pokój. Wyjęłam z torby klucz, otworzyłam drzwi, chwyciłam gitarę, wyszłam i zamknęłam drzwi na klucz. Ponownie zjechałam na dół, a po 10 minutach biegu byłam już w szkole muzycznej i zdałam sobie z czegoś sprawę: indywidualne zajęcia oznaczały, że tylko 2 osoby będą uczone przez Harry’ego i Niall’a. To wcale nie muszę być ja. Zastanowiłam się chwilę i przypomniałam sobie, że mam zajęcia w klasie nr. 7, więc tam ruszyłam, cała spocona – taa, ten prysznic na cholerę się przydał – zmęczona i zasapana.
- Dzień dobry, jestem Margaret i mam mieć tu gita… - podniosłam głowę, którą wcześniej skupiałam na rozpakowywaniu gitary: na jednym z dwóch wolnych krzeseł siedział Harry Styles. – Z tobą mam zajęcia? A to nie Nialler grał lepiej na gitarze? – uniosłam brew.
- Taa, no ale wiesz… - podrapał się po karku. – Jemu spodobała się twoja przyjaciółka, ta blondynka, no a miał mieć lekcje z tobą, a ja z nią, no to zrobiliśmy małą zamianę, znaczy nie, żeby on coś do ciebie miał, no ale wiesz, no i… jestem – ostatnie słowo powiedział uśmiechając się pod nosem.
- Okej – pokiwałam głową z szeroko otwartymi oczami, nadal nie wierząc w swoje szczęście. No i szczęście Devonne. SPODOBAŁA SIĘ NIALL’OWI HORAN’OWI!!!
Wzięłam gitarę i usiadłam na krześle naprzeciwko niego. Położyłam nogę na podnóżku i ustawiłam sobie gitarę, żeby mi się wygodnie grało. Spojrzałam na niego:
- Nie masz swojej czy coś? – zdziwiłam się. – No wiesz, mam lekcje gitary, u siebie w Polsce i zazwyczaj jest tak, że pan ma swoją, pokazuje mi jak grać i…
- Za dużo gadasz – pokręcił głową, ale nadal się uśmiechał. Nasze twarze były niebezpiecznie blisko i patrzyliśmy sobie w oczy przed dobre 10 sekund. Prawie dotykał moich warg swoimi, kiedy… do klasy wparowała Nina! Odskoczyłam na bok i gitara prawie spadła mi z kolan.
- Ups. Sorry, że przeszkadzam, ale… hmm… chyba pomyliłam klasy. Mam grupowe lekcje śpiewu, wiecie gdzie to jest? – wyglądała na szczęśliwą.
- A z kim masz? Liam’em czy Zayn’em? – spojrzał na nią Hazza.
- Z-zayn – powiedziała z rumieńcem i uśmiechem na twarzy.
- Piętro wyżej, korytarzem na prawo, podwójne drzwi z napisem „Zarezerwowane dla obozu muzycznego” – wyrecytował chłopak. Nina pokiwała głową, wyszła i zamknęła za sobą drzwi. – Ile się uczysz grać? – spytał.
- Jakieś 4 lata w ognisku muzycznym. Ale wiesz, klasyką. Na akordach jakieś pół roku. Umiem tylko kilka kolęd i jedną piosenkę – powiedziałam nieśmiało, bo nie było się czym chwalić. – Paramore – The Only Exception.
- Zagraj – poprosił. Pokiwałam głową, chodź miałam ochotę powiedzieć: „NO CHYBA TY!”. Zagrałam intro, a potem z wzrokiem wbitym w podłogę, zaczęłam śpiewać piosenkę. Przy trzeciej zwrotce spojrzałam mu w oczy:
„And I've always lived like this
Keeping a comfortable distance
And up until now
I had sworn to myself that I’m content
With loneliness”
Chłopak lekko się uśmiechnął, a ja do niego. Po zakończonej piosence patrzył na mnie tak… jak nikt nigdy na mnie nie patrzył. A potem cmoknął mnie w policzek. Zarumieniłam się i lekko uśmiechnęłam, chodź miałam ochotę iść do dźwiękoszczelnego pomieszczenia i zacząć krzyczeć, jak wtedy, kiedy Niall miał poznać Justin’a Bieber’a…
- Czy mam to uznać za „podobało mi się” czy może „oj, żałuję cię dziewczynko”? – uniosłam brew. Zaśmiał się.
- Za to pierwsze. I to bardzo. Masz talent, dziewczyno, nie zmarnuj go – spojrzał na zegarek na ścianie. – A nasza lekcja dobiegła końca. Indywidualne są półgodzinne – kiwnęłam głową.
- Spytaj przyjaciółki, jak było na jej lekcji. Z resztą obu spytaj – mrugnął do mnie.
- Blondynka to Devonne, szatynka to Nina – wyjaśniłam. – No a Bridget już znasz – powiedziałam to mimowolnie.
- Dzięki, postaram się zapamiętać. Aha, i jeszcze jedno – Przyjdziesz na marchewki i „Straszny Film 3” wieczorem? – spytał i się zaśmiał. – Sorry, o tych marchewkach Lou kazał ci powiedzieć. Apartament. No wiesz, penthouse.
No jasne, najlepsze dla najlepszych. Przecież by im nie dali byle jakiego pokoju.
- Szczerze mówiąc nie mam żadnych… planów tak na serio, ale chciałam się umówić z moim kolegą… - czemu mi się gęba nie zamknie?! Harry Styles zaprasza mnie na film, a ja mówię o Pawle!
- Ouu… - wyglądał na zbitego z tropu. – To ten, który siedział z wami przy śniadaniu, tak?
Pokiwałam głową:
- Jest z Polski, tak jak ja i Devonne – dodałam. – O, właśnie – odchrząknęłam i wyprostowałam się. – Kiedy One Direction da koncert w Polsce? – od zawsze chciałam zadać to pytanie w imieniu Polish Directioners.
- A to zależy – uśmiechnął się cwano.
- Od?
- Czy przyjdziesz na film?
- To jest szantaż? – uniosłam brew, a potem się zaśmiałam. – To było pytanie retoryczne – wyjaśniłam. – Przyjdę, ale chcę zobaczyć miłość Larry Stylinson – parsknęłam śmiechem, a on wstał i się ukłonił:
- Do usług panno…
- … Perry – dokończyłam za niego. – Wiesz co? Jesteś beznadziejnym nauczycielem – wstałam i spojrzałam na jego smutną minę. – Ale równym gościem – mruknęłam na tyle głośno, żeby usłyszał. Uśmiechnął się pod nosem, a ja spakowałam powoli wszystkie rzeczy.
- Co teraz masz? – zainteresował się.
- Śpiew. Z Liam’em – upiłam łyk wody z butelki z torby i ją schowałam. – No to… do jutra – uścisnęłam mu dłoń. Była silna, i męska… Po dłużej niż krótkiej chwili wyszłam z sali, a w holu spotkałam Dev:
- I jak zajęcia z Niallerem? – zagadnęłam.
- Uh, on naprawdę przejmuje się głupią grą na tamburynie! – zirytowała się. – I że jeszcze miał mieć, zajęcia z tobą, ale Harry chciał się zamie…
- CO ci powiedział?! Ja słyszałam dokładnie odwrotną wersję! I że wpadłaś w oko Niall’owi – mrugnęłam do niej. Wjechałyśmy windą na górę.
- Faceci – wywróciła oczami. – O, patrz, chociaż jedna szczęśliwa – uśmiechnęła się do nadchodzącej Niny.
- I jak lekcja? – spytałam.
- Jestem w niebie. Albo „I’m on a HIGHWAY TO HELL!” – zaśpiewała altem z lekką chrypką w głosie. – Dobra, ja lecę, zaraz mam taniec z Louis’em – zachichotała i wsiadła do windy, z której wysiadłyśmy i wcisnęła „0”.
- O mój Boże, przepraszam! – powiedziałam nagle.
- Co się stało? – zdziwiła się.
- Harry się stał. Pocałował mnie, o tu! – pokazałam na lewy policzek. Devonne spojrzała na mnie w osłupieniu, a potem zrobiła tę swoją minę:
- Taa… Szybki jest. Paweł nie ma szans.
- Oj cichoo! Dobra, chodź pani „Ale-Ja-Śpiewam-Tylko-W-Kościele” – pociągnęłam ją za rękę i weszłyśmy do ogromnej sali śpiewu. 

Takie tam. Ostrzegam, że akcja idzie dość... szybko. Taa, spodziewajcie się tylko kilku zwrotów akcji, bo ja tam uważam, że to będzie jedno, wielkie i przesłodzone romansidło. No to tylee...
Z dedykacją dla Moniki czyli @orangedirection, która "le czeka" na ten rozdział i mnie męczyła, żebym dodała ;)
I przepraszam "Devonne", ale (SPOILER!) w następnym rozdziale śpiewasz kochana

5 komentarzy:

  1. kocham toooo! <3333 LARRY awww <333 nie no bark słów :D

    OdpowiedzUsuń
  2. jak ja to kocham ;] ooo to takie.. uroczeee.... ;] tak ze się uśmiecham to czytając ;p naprawdę fajne no i czekam na następny ;p
    zapraszam do mnie ;p http://never-lose-yourself.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiesz, że chodź ich nie lubię to i tak uwielbiam twojego bloga :D

    OdpowiedzUsuń