- Dzień dobry – uśmiechnęłam się. Chłopak Devonne mruknął „dobry” z głową nadal w lodówce, a Harold spojrzał mi w oczy i powiedział:
- Robię naleśniki, zjesz?
- Jeśli gotujesz chodź w połowie tak dobrze, jak twoja mama, to chętnie – usiadłam na krześle przy stole, a Harry dał mi kilka amerykańskich naleśników na talerz. Zauważyłam, że Niall ma ich na swoim całkiem sporo. Powiedziałabym ilości hurtowe.
- LOUIS SZMATO ZNOWU CAŁY SYROP KLONOWY WYPIŁEŚ?! – krzyknął nagle blondyn, wychylając głowę z lodówki.
- NIE, POSTAWIŁEM GO ZA SAŁATĄ!!! – odkrzyknął z góry, a ja parsknęłam śmiechem, na co chłopaki się na mnie dziwnie popatrzyli. No tak, nie znali tej reklamy, więc im ją opowiedziałam, a oni również się zaśmiali. Do kuchni weszła już ubrana Devonne.
- Jest kilka dla mnie?
- Jasne, weź ode mnie – pocałował ją w policzek Niall.
- Nie mogę się przyzwyczaić, że dzielisz z kimś żarcie Borsuku – spojrzał na niego Hazza, a Irlandczyk odwzajemnił mu się pokazaniem języka i przełożył kilka naleśników na talerz mojej przyjaciółki, a następnie polał swoje syropem klonowym i zaczął jeść.
Po śniadaniu – nawiasem mówiąc mój chłopak to ideał, bo gotuje jak marzenie, a przynajmniej naleśniki – które zjedli wszyscy (bo zbierali się każdy co jakieś 5 minut), Louis spytał, czy chcę jechać z nim na lotnisko. Zgodziłam się. No bo w końcu moi rodzice nie znają angielskiego, Lou polskiego, a ja mogę być tłumaczką. Pojechaliśmy autem z teledysku Gotta Be You, które Boo Bear sobie zatrzymał.
- Opaliłaś się – uśmiechnęła się mama i przytuliła mnie, gdy tylko mnie zobaczyła.
- Taa, trochę pogody było – mruknęłam. – Mamo, tato to jest Louis Tomlinson z One Direction. Louis, this is my mom, Joanna and my dad, Adam – moja rodzicielka i Anglik uścisnęli sobie dłonie. – To on będzie moim opiekunem prawnym – dodałam.
- Okaże się – mruknęła mama, a tata i Louis wzięli walizki. Mój tata mówił po niemiecku i jak się okazało, Lou też, więc jakoś się dogadali. Mamie spodobało się, że dwudziestolatek prowadzi ostrożnie, na co przez chyba 10 minut się szczerzyłam. Punkt dla nas!
- Ładny dom – uśmiechnęła się, wchodząc do salonu.
- Co ona powiedziała? – spytał mnie Lou.
- Że macie ładny dom – parsknęłam śmiechem. No tak, dla mnie to było oczywiste, dla niego nie.
Tata zaniósł ich rzeczy do gościnnego i oprowadziliśmy ich po domu. Potem wróciliśmy do salonu, gdzie wszyscy domownicy się zebrali, jak w wojsku.
- No więc mamo, tato… Poznajcie Niall’a, Zayn’a, Liam’a i… Harry’ego – przy ostatnim imieniu się lekko zarumieniłam. – Boys, meet my mom Joanna and my dad Adam. And, by the way, she likes you hair Zayn. Oh, thank God Lou, you have suspenders,`cause she likes them too.
Wszyscy ze wszystkimi uścisnęli sobie dłonie, a Zayn i Louis szczerzyli się i szpanowali rzeczami, które lubiła moja mama.
- Margaret, przetłumaczysz co chcę powiedzieć Harry’emu? – spytał tata, a ja pokiwałam głową.
- Chłopcze… - poklepał go po ramieniu. – Jeśli przez ten tydzień zobaczę, że próbujesz choćby pocałować moją córkę, urwę ci głowę. To samo się tyczy Niall’a i Devonne, chodź to nie moja córka. Zrozumiano?
Przełknęłam ślinę i w jak najdelikatniejszy sposób przetłumaczyłam to Haroldowi. Kiwnął głową i spojrzał mojemu tacie w oczy:
- Ja… krzywdzić… Margaret… nie – powiedział po polsku, a ja miałam ochotę go przytulić. Ale nie, bo tata przyglądał mi się bacznym wzrokiem, więc tylko uśmiechnęłam się do niego.
- Przeżyłeś mojego tatę, przeżyjesz i mamę – powiedziałam prawie szeptem.
- I CAN SPEAK POLISH, I CAN SPEAK POLISH!!! – zaczął biegać jak pojebany Zayn. Miałam ochotę go trzasnąć, ale zauważyłam, że mama tylko się śmieje.
- Co mu zrobiłaś? – spytałam.
- Devonne pomogła mi powiedzieć, że miałam w podstawówce kolegę o takim nazwisku i spodobało mu się słowo „szkoła” po polsku i zaczął to w kółko mówić, a potem krzyczeć – zaśmiała się.
- Taa, cały Zayn – mruknęłam pod nosem.
Potem mama stwierdziła, że zrobi nam prawdziwy polski obiad. Pierogi z mięsem. Mniam!
Czekając na obiad siedziałyśmy z Dev w salonie i muliłyśmy jakieś kreskówki na Nick’u(pozdro dla Moni, haha).
- Wiesz co? Zawsze chciałam wziąć udział w konkursie jedzenia pierogów z Niall’em – powiedziałam ni z tego, ni z owego.
- I tak by wygrał.
- Skąd wiesz? Może jego jelita nie dałyby rady pierogom, nigdy ich nie jadł!
I znowu dostałyśmy ataku głupawki, normalka. Kilka minut później mama kazała mi zawołać wszystkich na obiad. Okazało się, że tata, Louis i Liam grają w nogę na podwórku, Harry pomaga mojej mamie gotować – pewnie chciał nowy przepis, cwaniaczek – a Niall już siedzi przy kuchennym stole z widelcem w ręku i oblizuje się.
- Nialler, robimy konkurs jedzenia? – spytałam go.
- Szczęścia życzę, ja zjem wszystko – wyszczerzył się.
- No to zobaczymy ile zjesz pierogów na raz. Ja biję rekordy.
- Zobaczymy! A co będę miał, jak wygram?
- Satysfakcję? – uniosłam brew.
- Dobra, pasi – uścisnęliśmy ręce.
Gdy wszyscy się dowiedzieli, tata postanowił być naszym sędzią. Wszyscy jedli w spokoju, podczas gdy my w kółko sobie dokładaliśmy. Ja zjadłam 22 i kończyłam 23, Niall jak na razie 20. Odpadł przy 21. Przełykając ostatnie kęsy uniosłam ręce w geście zwycięstwa i… beknęłam potężnie. Louis powiedział, że szacun za beknięcie, a Niall trochę się fochał, że przegrał.
- I co, wygrałam – mruknęłam, siadając na kanapie w salonie, przejedzona.
- To wszystko przez te jelita – mruknął Żarłok, a ja parsknęłam śmiechem.
Następnego dnia przyjechała Monika. Oczywiście Zayn przygotował jej mini przyjęcie niespodziankę, więc musieliśmy wszyscy jej zrobić wjazd na chatę. Mimo krzywego spojrzenia na to mojej mamy zgodziła się, więc mogłam iść.
- SUPRISE! – krzyknęliśmy wszyscy, gdy tylko przekroczyła próg swojego domu. Spojrzała na nas wielkimi oczami i rzuciła się na szyję Zayn’owi, całując go, a potem nam wszystkim dziękując.
- Ile wy to robiliście, tydzień? – zaśmiała się.
- Nie, dzisiaj wcześnie się wstało, co nie? – parsknął śmiechem Hazza.
Po kilku godzinach tańca i dobrej zabawy wróciliśmy do siebie. Wszyscy oprócz Malik’a, wiadomo, on pewnie tam jeszcze na noc zostaje, haha.
- Ty mała dziwko! – stałam na krawędzi przepaści, a przede mną była Caroline.
- Odczep się ode mnie, Flack!
- Jesteś tylko małym bachorkiem, niczym! – popchnęła mnie odrobinę, prawie spadałam.
- Co ja ci zrobiłam, zostaw mnie!
- Zażyj swoje lekarstwo, dziecinko, zażyj swoje lekarstwo… - mówiła jakby w transie i zepchnęła mnie w dół.
Obudziłam się zlana potem. Pieprzony Stephen King i jego „Lśnienie”. Nie mogąc zasnąć postanowiłam, trochę ryzykując, iść do Harry’ego. Szybko przebiegłam przez korytarz na boso i wślizgnęłam się obok niego. Spał jak niemowlę, więc nie przytulałam go ani nic, tylko położyłam się obok.
Rano obudziłam się i miałam przed oczami… twarz Louis’a! Prawie krzyknęłam, ale chyba usłyszał, że się budzę, bo też się obudził i odsunął szybko.
- Co ty robisz w sypialni Harry’ego?! – spytałam zszokowana.
- Miałem koszmar, a co ty tu robisz?
- Miałam koszmar… - spojrzałam mu w oczy i zaśmiałam się. – Ty, to gdzie on jest?
- Trzeba go poszukać – poklepał mnie po głowie i zeszliśmy na dół. W salonie na kanapie spał Hazza przykryty kocem.
- IT’S TIME TO GET UP! - zaczął mu skakać po nogach Louis, a ja zrobiłam facepalm. No tak, męski sposób na budzenie. To niech oni się budzą, a ja poszłam się ogarnąć do swojego pokoju. Termometr wskazywał 19 stopni, juhu, coraz cieplej!
Na śniadanko zjadłam tosta z szynką i popiłam to sokiem jabłkowym. Akurat kończyłam jeść, kiedy do kuchni weszła mama:
- Zostajemy jeszcze jutro i wracamy do domu. W sensie ja i tata – spojrzała na mnie z uśmiechem.
- OJAPIERDOLEKURWAMAĆ PRZEPRASZAM ZA SŁOWA ALE O MÓJ BOŻE MOGĘ ZOSTAĆ!!! – zaczęłam skakać wokół niej i ściskać ją.
- Tak, zostajesz. A jutro podpisujemy z Louis’em te papiery o bycie opiekunem prawnym. Mam nadzieję, że wybierze ci dobrą szkołę. Ale… jesteś pewna?
- Mówiłam ci już, mamuś, i tak bym tu wróciła.
- Choćby nie wiem co?
- Choćby nie wiem co – uśmiechnęłam się do niej i pocałowałam ją w policzek. – Idę oznajmić wieści chłopakom, ale pewnie już się skapnęli – dodałam.
- Ejj, pedały za dwa grosze, zostaję – wyszczerzyłam się do Liam’a, Zayn’a i Niall’a, którzy teraz koczowali na kanapie oraz do Harry’ego i Liam’a, którzy właśnie schodzili z góry. Wszyscy mnie uściskali, a Lou, który dowiedział się o wszystkim od mojej mamy, chyba najmocniej.
- Weź, bo mi będziesz za kręgarza płacił – mruknęłam ze śmiechem.
- A ja mam się dowiadywać na końcu? – Dev spojrzała na mnie lekko spode łba. – No chodź tu siostro, ZOSTAJEMY W ANGLII!! – uściskałyśmy się mocno.
- Dobra, ja idę zanieść Monice dobrą nowinę – powiedziałam i poszłam do niej.
- Nie no to zajebiście, skąd ja wiedziałam, że Boo Bear oczaruje twoją mamę? – spojrzała na mnie.
- Ej, ejjj! Znam wszystkie dziewczyny chłopaków z One Direction – skapowałam się.
- Like an Irish Boy – parsknęła śmiechem.
- On też – pokazałam jej język. Potem przyszła do nas Devonne, bo powiedziała, że chłopaki grają w jakieś zabijanki i ona w to się nie bawi, więc resztę przedpołudnia przesiedziałyśmy u Moniki rozmawiając o chłopakach.
- No a dzisiaj jeszcze jedziemy do Londynu, bo rodzice nie zwiedzali.
I tak też się stało. Około godziny dwunastej wszyscy wyruszyliśmy pomarańczowym vanem (oni chyba mieli wszystkie auta z teledysków w tym garażu) na miasto. Mamie chyba najbardziej podobało się London Eye, a tacie Big Ben. Pokupowali pamiątki, narobili mnóstwo zdjęć, część ze mną. Będę za nimi tęsknić, pomyślałam w którymś momencie.
Pod wieczór wróciliśmy do domu.
- Moje… nogi – powiedziałam, wchodząc na boso na kafelki w przedpokoju. – Aaah, ukojenie.
- Mam odciski – mruknęła mama, siadając na kanapie w salonie.
- Ej, chcę jej coś przekazać – mruknął do mnie Hazza. – Przetłumaczysz?
Pokiwałam głową i usiedliśmy obok mamy. Harry mówił:
- Wiem, że pani może w to nie uwierzyć, ale ja naprawdę kocham pani córkę. Chcę jej szczęścia i dobra i chciałbym, żeby pani i pani mąż nie patrzyli na mnie jak na intruza. Bardziej jak… na przyjaciela rodziny. Tak jak pani patrzy na Louis’a, rozumie pani. Margaret ma 14 lat, to normalne, że chce zacząć randkować, całować się… Nie skrzywdzę jej, nie jestem z tego typu chłopaków, żaden z nas nie jest. Wychowywaliśmy się wśród mądrych starszych braci lub sióstr. Tylko proszę dać mi szansę…
Przetłumaczyłam wszystko mamie, a ona pokiwała głową:
- Harry… witaj w rodzinie – uśmiechnęła się, a ja szybko mu to przetłumaczyłam, chodź chyba nie trzeba było, bo mama już trzymała go w objęciach.
No to taka jedna sprawa, że jakby co, to moi rodzice serio tak mają na imię, Joanna i Adam. Macie rozdział 15, trochę nudny... Ale sen o Caroline serio taki miałam! ;o Chore...
Dobra, przemówienie Hazzy chyba pisałam z pół godziny, bo ciągle coś poprawiałam, przekładałam i w ogóle... Ale i tak wyszło jak pół dupy zza krzaka, haha. @MargaaStyles