wtorek, 1 maja 2012

WITAM!

Stęskniłam się cholernie za publikowaniem tu, dodawaniem rozdziałów... Eh. Chciałam tylko przekazać wam 3 informacje:
1. Nadal zapraszam na nowy blog, również o One Direction: http://one-direction-of-life.blogspot.com/
2. Pytania do mnie? http://ask.fm/MargaaStyles
To tyle. Po prostu chciałam utrzymać kontakt z moimi dawnymi czytelnikami, ale pewnie i tak tego nikt nie przeczyta, no cóż.
Żegnam.
I NIECH LOS ZAWSZE WAM SPRZYJA <3

~ Margaret xx

piątek, 30 marca 2012

Epilog: "Happy Ending?" + PODZIĘKOWANIA!

(perspektywa Margaret)
Obudziłam się rano cała obolała. Przede mną była śpiąca twarz Harry’ego. I nagle wszystko mi się przypomniało. Jego wczorajsze słowa. Dotknęłam ustami jego policzka, a on się obudził. Jednak nie odsunął twarzy.
- Nie ma go już, prawda? – zmoczyłam łzami poduszkę i przełknęłam ślinę. – On umarł, prawda? Dlatego to zrobili?
- Musieli… - musnął palcem mój policzek. – Pamiętasz coś jeszcze z wczoraj? – spojrzał mi w oczy.
- Zayn wie? – zmieniłam temat, siadając. On też usiadł prosto na swoim krześle. Harry pokiwał głową.
- Powiedziałem mu wczoraj. Pewnie niedługo tu będzie… chodź wiesz co dla niego znaczy rano – próbował żartować.
- Kłamałam – przegryzłam wargę.
- Pamiętasz wczoraj – wyszeptał, zbliżając się do mnie. Zza koszuli wyjął łańcuszek, który mu dałam po naszym pierwszym pocałunku. – Tylko nie płacz.
- Nigdy nie przestałam cię kochać – wyszeptałam tylko i pocałowałam go. W końcu mój świat wrócił do normy…
10 lat później…
Ja i Harry jesteśmy małżeństwem i mamy dwójkę dzieci: Darcy Devonne(4l.)(1 imię chciał Harry, drugie po cioci) i Zayn’a Cory’ego(2l.)(po dwóch wujkach).
Ogólnie wszystkie pary, jakie były, pozostawały:
Devonne i Niall mają JJ’a i Blaine’a(obaj 3l., bliźniaki dwujajowe) oraz Dixie (rok);
Louis i Eleanor Harriet(9l.)(po wujku Haroldzie), Daniel’a(6l.), Mary(4l.) i Joey’a(2l.);
Liam z Niną mają córkę o imieniu Katy(8l.);
Monika i Zayn mają Ren’a(3l.), Lennie(2l.) i Damon’a(rok);
Dzieci Żanety i Michael’a to Dorian(4l.) i Julia(rok).
A Danielle i Nathan się nie pobrali. Postanowili żyć w wolnym związku, bez dzieci. No jak kto woli.
Cory i… Bridget dopiero co wzięli ślub, ale już coś tam planują. Mieszkają w Polsce, żeby mieć spokój.
One Direction… już nie istnieje, od jakiś 4 lat. Po prostu każdy postanowił poświęcić się rodzinie. Ja robiłam karierę, wydałam już 5 albumów, w tym jeden w całości z Harry’m. Devonne jest projektantem graficznym, Monika tancerką, Żaneta modelką i trochę śpiewa. Eleanor nadal jest modelką: nie straciła figury mimo urodzenia czwórki dzieci(WOW!).
Nasi chłopcy również znaleźli sobie nowe zajęcia: mój mąż jest kucharzem, Zayn modelem(no kto by się spodziewał? ;)), Louis jest rolnikiem i hoduje marchew. Liam jest pastorem(HA! A NIE MÓWIŁYŚMY Z DEV?!), a Niall dentystą(ten człowiek zaskakuje!).
Ale nie ma się co martwić, chłopaki nadal się przyjaźnią. Raz w miesiącu wracamy do naszego starego domu w Chislehurst, żeby zjeść kolację, zabawić się, poprzypominać dawne czasy. Dzieci zostają z babciami, ciociami i kim tam jeszcze, a my się relaksujemy. O nie, zjazdy rodzinne to na Święta. Wszyscy mieszkamy w Londynie, ale nie zawsze mamy czas, żeby się nawzajem odwiedzać.
Mimo wszystko mam nadzieję, że historia, która odmieniła moje życie wam się spodobała. Nie jestem nie wiadomo jak uzdolnioną pisarką. Cześć, jestem Margaret Mary Perry-Styles, mam 25 lat, dwójkę dzieci, wspaniałego męża i przyjaciół. Tylko tyle mi potrzeba do szczęścia…
(perspektywa Harry’ego)
- Margaret, idziemy? – zapytałem delikatnie dotykając jej ramienia.
- Powiedział, że tatuś go odwiedził tydzień temu, wiesz? – lekko się zaśmiała, jakby to było normalne. Klęczała nad grobem z napisem „Louis Adam Perry-Malik. Urodzony i zmarły 6 lutego 2012. Na zawsze w naszych sercach”. – On do mnie mówi, a ja mu odpowiadam – dodała.
Kiwnąłem tylko opiekuńczo głową, a Darcy patrzyła na nas z pewnej odległości. Po chwili podeszła i pociągnęła mnie za rękaw. Zostawiłem Margaret i kucnąłem.
- Dlaczego musimy tu codziennie przychodzić, tatusiu? – spytała niewinnie.
- Bo… bo tu leży twój braciszek… A mamusia jest bardzo chora i myśli, że z nim rozmawia… Nie możemy jej przeszkadzać, wiesz? Tak trzeba – pocałowałem ją w czółko.
- Czy on jest aniołkiem?
- Tak… coś w tym rodzaju – westchnąłem, wydychając zimne, listopadowe powietrze i trzymając małą za rączkę.
Moja żona była chora, poważnie chora. Po urodzeniu Darcy stwierdziła, że zaniedbała małego Louis’a, jakby… jakby on żył i był z nami. I codziennie od czterech lat tu przyjeżdżamy i modlimy się nad jego grobem. A ona myśli, że z nim rozmawia. To jej pomaga.
- Sądzisz, że jej w końcu przejdzie? – zapytała moja starsza siostra, Gemma, podchodząc do mnie.
- Nie, ja… nie wydaje mi się… – odparłem, podszedłem do Margaret i pomogłem jej wstać. – No już, chodźmy do domu.
- Kocham cię – odparła stając na palcach.
- Ja ciebie też – odpowiedziałem i pocałowałem ją czule.
Tak, była chora. I co z tego? Czy to powód, żeby nienawidzić?

__________________________________________________________
PODZIĘKOWANIA:
- Przede wszystkim chciałam powiedzieć, że to opowiadanie nie powstałoby, gdyby nie boysband One Direction. Oczywiście oni tego nie przeczytają, ale i tak im dziękuję. Za inspirację i chęć do działania. Chęć do... życia.
- Mojej najlepszej przyjaciółce, Siostrze Salvatore, Dands(w tym opowiadaniu - Devonne Campell). To ona posuwała mi praktycznie połowę pomysłów do tego opowiadania(no, jej siostra, Majka też ;]). Wiesz, że mimo iż jestem często chamska, irytująca i nienormalna to i tak wiem, że mnie kochasz, haha. I nawzajem. Tobie nie muszę się rozpisywać, bo i tak wolę mówić ci, że jestem ci wdzięczna. Ale... dziękuję. Za wszystko ♥
- Moim internetowym przyjaciółkom: Veronique, Monice i Żanecie. Veronique znam około roku, Monię i Żan ze 3-4 miesiące, ale wszystkie swoimi szalonymi pomysłami, tekstami i odpałami pomagały mi w jakiś sposób w pisaniu. (Nie wspominając o pisaniu po nocach, patologicznych Tinychatach, godzinach na Twitterze, Skajpaju i Facebook'u...). Dwie z nich (M i Ż) są w opowiadaniu, ale to już po za podziękowaniami, hah. Dziękuję ;*
- Stałym czytelnikom: MrHappyDreaming, Jane, Natalii(nana), Marcie, Natalii (Natalia_x333), Meghan, ScaredGirl, manulince, Suze, Claudii, @meisie_, Claudii Brown, Kasi(KatarzynkaJ)... No i oczywiście dziewojom powyżej! Jeśli kogoś pominęłam, to z góry przepraszam(oczywiście ANONIMKI też się liczą ;]). I chodź jest 40 obserwujących tego bloga, to te osoby komentowały prawie każdy rozdział, dzięki nim pojawiały się nowe rozdziały, a ja miałam zachętę do pisania. No i ponad 23 TYSIĄCE WYŚWIETLEŃ?! Co wy, to do NASA słałyście? Haha ;) Dziękuję z całego serca ♥

Cholera, miałam się nie rozpisywać i nie popłakać. Gówno z tego wyszło, ale co tam. Od razu odpowiem wam na kilka pytań:
1. Nie, nie będę pisać kontynuacji tego bloga.
2. Tak, zaczynam nowy blog, dodałam już 1 rozdział:  http://one-direction-of-life.blogspot.com. Będzie na pewno inny od tego, więc nie spodziewajcie się słodkiej czternastolatki z Polski ;)
3. Jeśli macie jeszcze do mnie jakieś pytania, to piszcie na Twitterze: @MargaaStyles
I... to tyle. To chyba ostatnia publikacja na tym blogu. Będę za tym tęsknić, naprawdę. Ja... czuję się, jakbym żegnała kogoś bliskiego. Smutne, ale "show must go on". Żegnajcie. To najlepszy prezent urodzinowy(dzisiaj kończę 14 lat) jaki dostałam. Wy, Czytelnicy.
"Wiem, że mnie kochacie,"
Margaret xx

wtorek, 27 marca 2012

Rozdział 31: "They don't see the angel living in your heart..."

PIOSENKA DO SŁUCHANIA, PODCZAS CZYTANIA!:

(perspektywa Harry’ego)
Nie zwracając uwagi na krwawiącą rękę wybiłem resztę szkła i wydostałem się stamtąd. Chwyciłem telefon i zadzwoniłem po pogotowie:
- Harry Styles… Kościół Najświętszej Marii Panny, Londyn… Ona wymiotuje krwią. Jest w ciąży. Przyjedźcie – powiedziałem. Wróciłem do Margaret, która prawie wypruwała flaki.
- Coś z dzieckiem… Coś jest nie tak! – płakała, klęcząc we własnych wymiocinach. Pogotowie przyjechało 5 minut później. Zabrali mnie, nikogo więcej. Zapowiadała się długa noc…
 (perspektywa Louis’a)
- Gdzie są Harry i Margaret? – spytałem.
- Ostatnio widziałem ich… CHOLERA! – krzyknął Liam, co było niekulturalne względem kościoła.
- Trochę szacunku – wyszczerzyłem się.
- Za zakrystią! Szybko! – otworzyliśmy drzwi i zastaliśmy pobojowisko: krew i wymiociny na podłodze, wybite okno i karteczka: „Jesteśmy w szpitalu, nie przyjeżdżajcie. Zadzwonię. Harry”.
- Ale dlaczego…? Co się…?
- Wyczuwam kłopoty – westchnąłem.
(perspektywa Harry’ego)
- Co jej jest? – spytałem lekarza w szpitalu, bo przewieźli ją na salę operacyjną.
- Ona… musimy wyjąć z niej dziecko. Ale… może po prostu chodź za mną – dodał i znalazłem się na porodówce. Nie wiedzieć kiedy założyli mi rękawiczki, maskę i już byłem na sali operacyjnej. Leżała tam, przykryta tylko szpitalną narzutką.
- Zaraz zaczną działać leki przeciwbólowe i możemy zaczynać – powiedziała nam spokojnie pielęgniarka. Margaret już nie wymiotowała, ale była blada, a skóra jej zszarzała. Gęste włosy oklapnęły na ramionach. Wyglądała… dojrzalej.
- Nie chcę umierać… - chwyciła mnie za rękę, a łzy jej spływały po policzkach strumieniami.
- Jaką ma pan grupę krwi? – spytała mnie szeptem pielęgniarka.
- 0 RH+ - odparłem.
- Odda jej pan krew, prawda?
- Ale… jeśli chodzi o krew to ja… palę. Mogę ją zatruć nikotyną… - „nie wspominając o  tych wszystkich lekach i narkotykach” – pomyślałem.
- Rozumiem… Panie doktorze, pacjentka gotowa. Bądź silny – mruknęła do mnie i wyszła.
- Oddajesz mi krew? – wyszeptała, bo nie za bardzo kontaktowała.
- Nie mogę – powiedziałem tylko.
- Co?! – krzyknęła. – NIENAWIDZĘ CIĘ!!! – próbowała się ruszyć z łóżka, ale nie mogła. Lekarz kazał mi się odsunąć, a ją uspokoił.
- To nie zaboli za bardzo – mruknął do niej i wyjął skalpel. Przystąpił do cesarskiego cięcia. Łzy jeszcze bardziej spływały jej po policzkach. „Nienawidzę cię” – powiedziała bezgłośnie, patrząc mi w oczy. Wyszedłem z sali i obdzwoniłem wszystkich. „Tak, Margaret ma cesarkę, tak, potrzebuje grupy 0 Rh+”. Ale nikt nie miał tej krwi. Został jeden numer…
(tymczasem, perspektywa Margaret)
Rozciął mi podbrzusze skalpelem. Prawie tego nie poczułam, dzięki lekom. Ale widziałam wielkie, krwawiące rozcięcie, od którego prawie wymiotowałam. Zaczął coś stamtąd wyjmować. Moje dziecko… Za chwilę miałam ujrzeć maleńkiego Louis’a… Ale zemdlałam. Z bólu.
(narracja trzecioosobowa)
Doktor wyjął z niej dziecko, ale… nie powiedział dlaczego. Bo było martwe. Podczas gdy ona wymiotowała krwią, jego krwią, ono umierało. Jej organizm przestał akceptować te wszystkie zmiany. Była za młoda. To było za szybko. Mały Louis Adam Perry-Malik nie żył. Lekarz westchnął, przeciął pępowinę i dał martwe dziecko pielęgniarce, która je umyła. „Zanieś je do kostnicy, zapewne będą chcieli odprawić pogrzeb” – polecił jej. Wyjął jeszcze poszarpane od wymiotów łożysko i zaszył ranę na podbrzuszu dziewczyny. Kazał drugiej siostrze ocucić pacjentkę, a sam poszedł się umyć. Współczuł jej, ale był lekarzem. Nie mógł nic na to poradzić.
(perspektywa Harry’ego)
W czasie jej operacji opatrzyli mi rękę. Z sali operacyjnej, która łączyła się z pomieszczeniem do sterylnego umycia się wyszedł lekarz.
- I co z nimi? – spytałem w liczbie mnogiej. – Ta krew, którą dostała była dobra?
- Ona… zaraz się ocuci, ale zaraz powrotem zaśnie, jest na takich lekach – odparł spokojnie. – A syn… przykro mi – spuścił głowę, a ja usiadłem i byłem w szoku. Jakby to było moje dziecko… Ale mimo wszystko postanowiłem podziękować Cory’emu, który siedział w poczekalni i pił sok od pielęgniarek. Nie ma to jak przekupienie pielęgniarek jakimiś 3 tysiącami, żeby mu dały ją oddać.
- Dzięki stary – poklepałem go po ramieniu.
- To moja przyjaciółka – wzruszył ramionami. – Ja… wrócę do domu – powiedział lekko skołowany. Nie dziwię się, oddał ponad pół litra krwi.
- Trwa transfuzja – oznajmił mi jeszcze doktor, już w płaszczu. Zapewne kończył dyżur. – Do widzenia.
- Tak, tak – mruknąłem i zadzwoniłem do Zayn’a: - Stary… tak mi przykro – westchnąłem i opowiedziałem mu o wszystkim. Przyjął to spokojnie i powiedział, że skoro i tak ona będzie spać do rana, to przyjedzie jutro. Ale ja nie zamierzałem jej zostawiać. Gdy dowiedziałem się, na jakiej sali leży, cicho wkradłem się tam. Spała jak aniołek, widocznie jej organizm przyjął czyjąś krew. Usiadłem obok i chwyciłem jej zimą dłoń.
- Wszystko będzie dobrze, słyszysz? Mimo iż mały Louis nie żyje, będzie dobrze… – szepnąłem jej na ucho. – Pojedziemy razem gdzie będziesz chciała, pobierzemy się i będziemy mieć jeszcze ładniejsze dzieci… Słyszysz? Tylko powiedz, że mnie nie nienawidzisz – pocałowałem jej dłoń drżącymi wargami, a moje łzy na nią spłynęły. – Tylko mnie nie zostawiaj – załkałem. – Bo cię kocham.

Uff, wiecie co? Powiem wam, że to chyba NAJLEPSZY rozdział, jaki napisałam. Moim skromnym zdaniem. Mimo, iż jest taki krótki. Dlaczego tak uważam? Wystarczy, że włączycie piosenkę, do której link dałam na początku i się wczytacie. No cóż, nie każdego to ruszy. Mnie osobiście - tak.
Jest z dedykacją (po raz który już to? ;)) dla mojej najlepszej pod słońcem przyjaciółki, Dands, która nawet w najgorszych momentach mnie nie opuszcza. Chyba jest jedną z niewielu osób, które mnie jeszcze tu trzymają... Dziękuję ♥ 
Epilog i moje 14 urodziny zbliżają się wielkimi krokami, ale... co dalej? No jeśli ktoś nie ogarnia, to rozpoczęłam nowy blog TUTAJ. Są już bohaterowie i prolog, a w piątek(30 marca, wtedy co Epilog tutaj) dodam 1 rozdział! No i można znaleźć mnie na Twitterze: @MargaaStyles .
To tyle.
Wiem, że mnie kochacie xx

piątek, 23 marca 2012

Rozdział 30: "You're The Reason..."


No i mamy początek lutego. Chłopcy skończyli trasę, przygotowania do ślubu wrą. Wszyscy bliscy dookoła wiedzieli, albo się domyślali o mojej ciąży. Rodzice nie byli zachwyceni, ale musieli to zaakceptować. Byłam w piątym miesiącu. Kochałam tą małą istotkę we mnie. Z USG dowiedziałam się, że to będzie chłopiec. Nazwę go Louis, po wujku. Moja suknia dla druhny jest tak zrobiona, że mój brzuch będzie słabo widać. Do szkoły chodzę, bo czemu nie. Dużo jem, więc przytyłam nie tylko na brzuchu. Dlatego jakoś nikt się nie przejmował.
Na razie klasyfikujemy takie pary jak:
Devonne i Niall – osiem miesięcy razem. Wow.
Eleanor i Louis – oni to prawie małżeństwo. Uroczy są.
Monika i Zayn – ona pomaga mi w wybieraniu ciuszków dla dziecka, on masuje obolałe plecy. Haha.
Nina i Liam – nadal razem, chodź osobno…
Żaneta i Michael – Żan przyjechała do nas na ferie zimowe, które miała od 1 lutego. Osiemnastka Harry’ego. Nie robił imprezy. Wtedy był jeszcze w trasie, która trwała do trzeciego. Wracając do tej parki – nie mogą od siebie oczu oderwać.
Danielle i… NATHAN SYKES DO CHOLERY JASNEJ ŻE CO?! – ta wiadomość mnie zaskoczyła. I to bardzo. Przyjdzie z nim na ślub. Oh, no to uroczo. Może jeszcze całe The Wanted sprosi? Nie, żebym miała coś przeciwko, nic do nich nie mam.
No, to tyle. W połowie stycznia wydałam The Truth, jako Margaret. A nie „nowa Perry”. Sprzedawał się nawet lepiej niż mój singiel z Justin’em. W sumie to były same covery, ale jednak. Lista utworów? Proszę bardzo:
  1. The Only Exception (Paramore acoustic cover) with Niall Horan on guitar
  2. What The Hell?! (Avril Lavigne cover)
  3. Alone Again (Alyssa Reid cover) ft. Zayn Malik
  4. Same Mistakes (One Direction cover) ft. Liam Payne and Zayn Malik
  5. You’re The Reason (Victoria Justice cover) ft. Żaneta Jarzębska
  6. Drunk (Ed Sheeran cover; written by Margaret) ft. Ed Sheeran
  7. Overboard (Jessica Jarrel cover) ft. Justin Bieber
  8. The One That Got Away (Katy Perry cover)
  9. Remember When (Avril Lavigne cover)
  10. Can’t Be Tamed (Miley Cyrus cover)
  11. Someone Like You (Adele cover)
  12. I Learned From You (Miley Cyrus cover) ft. Devonne Cambell
  13. Halo (Hayley James Scott cover)
Trzynaście moich ulubionych piosenek. No, może przydało by się więcej piosenek Ed’a i chociaż z jedna 30STM, ale nie było źle. Okładka była ta, którą narysowała Devonne. No tak i w końcu znacie jej nazwisko. Cambell. I tak pewnie będzie panią Horan, haha.
A co z Harry’m? To jasne, nadal go kochałam. Dlaczego miałabym przestać? Wydawał się jakiś dziwny, kiedy wrócił. Ale przynajmniej nie naskakiwaliśmy na siebie. Było… normalnie. Neutralnie. Nawet jak się dowiedział o mojej ciąży. Zaczął palić. To było złe, ale widocznie to był jego sposób na nerwy.
5 luty 2013.
- Witaj beczułko – mruknęłam do swojego odbicia w lustrze. My też mieliśmy ferie zimowe, od dzisiaj. Całe 2 tygodnie świętego spokoju.
- Beczułka może marchew chce? – usłyszałam głos Lou. Rzuciłam w niego poduszką i usiadłam na łóżku.
- Nie chcę przyszły wujaszku – odgryzłam się.
- Nie zapominaj czyje imię będzie nosił – wyszczerzył się.
- Wiesz, że jedna z piosenka z płyty jest dla Devonne… i ciebie? – powiedziałam.
- Tak, która?
- You’re The Reason. Zabrzmi to jak ze łzawego filmu dla nastolatków, ale jesteś jedną z tych osób, które są ze mną choćby nie wiadomo co. Za to cię kocham – uśmiechnęłam się. Przytulił mnie, a ja rozpłakałam się na jego ramieniu. – Louis ja się tak boję… - łkałam. – To będzie boleć, a potem będzie tylko gorzej…
- Jesteśmy przy tobie… - głaskał mnie uspokajająco po plecach. Poczułam jeszcze czyjś dotyk. Devonne. Puściłam Lou i przytuliłam się do niej.
- “You might be crazy, have I told you lately? That I love you, you’re the only reason that I’m not afraid to try…” - śpiewała mi do ucha szeptem. – Dasz sobie radę. Zawsze dajesz. Wydałaś płytę, robisz karierę. Urodzenie dziecka to nie fizyka kwantowa – dodała.
- Może i nie, ale fizyka nie boli – mruknęłam. – Załatwcie mi tylko dobrego lekarza – mrugnęłam do Lou i zeszłam na dół. Matko, schody to katorga. Kto je wymyślił do cholery?!
- Powiedzcie: lepsze bladoniebieskie czy pastelowo różowe suknie dla druhen? – spytała Eleanor przeglądając katalog. Własną suknię miała wybraną, teraz męczyła nas.
- Bladoniebieskie. Różowy mnie mdli – stwierdziła Devonne, na co Monia przybiła jej piątkę.
- Przecież mierzyłyśmy beżowe, co nie? – zdziwiłam się.
- Tak, ale El stwierdziła, że beż to na pogrzeb – wywróciła oczami Żaneta, ściskając dłoń Michael’a. Mówiłam? Papużki nierozłączki.
- Tym bardziej, że Margaret nosi chłopczyka, to jej przypasuje – dodała Monika. Naprawdę pokochała to dziecko, tak jak ja. Harry stał na tarasie i palił. Znowu. Westchnęłam i podeszłam do niego, opatulając się bluzą.
- Trujesz się, wiesz? – odpowiedział tylko wzruszeniem ramion, stojąc tyłem do mnie. – Hej, odezwij się. Przecież między nami ok, tak? – ale sama nie wierzyłam w swoje słowa.
- Tak, przepraszam… Nie powinienem… Truję też ciebie – mruknął i zgniótł papierosa butem. – To kiedy jest ta próba generalna?
- Jutro – zakaszlałam. Od dwóch tygodni dostawałam jakiegoś kaszlu, ale to nic poważnego. I strasznie bolał mnie brzuch i plecy. Ale to chyba norma. – Wejdź do środka, jest środek zimy – dodałam, a on kiwnął głową i wszedł do środka.
„Próba generalna” to głównie pokazanie druhnom i świadkom gdzie mają się ustawić. Nuda. Byłam raz na czymś takim, jak moja ciocia wychodziła drugi raz za mąż, a ja miałam sypać kwiatki.
Scena jak z filmu „Mamma Mia!”. Ja i Harry całujemy się na plaży i śpiewamy Lay All You Love On Me. Abba, klasyka. Jesteśmy najszczęśliwszymi ludźmi na Ziemi. Pływamy, bawimy się, a przystojni modele tańczą w tle…
- Margaret, wstawaj, musimy jechać do kościoła – mruknęła Devonne. Przerwała mój piękny sen… – Cholera, kto robi próby o 8 wieczorem?
- Już wstajeeee – jęknęłam. Czekał mnie kolejny bolesny dzień. Ale chociaż pośmieję się z Liam’a, który stwierdził, że chce przymierzyć strój księdza. Zawsze powtarzałam, że będzie pastorem. I co? Prawie się sprawdza! Pastor Payne, haha.
No więc po 8 wieczorem byliśmy już wszyscy w kościele, zaspani i zmarznięci.
- Weźcie mi pomóżcie szukać tego stroju księdza! – zawołał mnie i Harry’ego Liam za zakrystią. Zaśmialiśmy się i poszliśmy, gdzie prosił. – Albo dobra, mam – mruknął, wyszedł zza zakrystii i zamknął drzwi. Parsknęłam śmiechem i chciałam je otworzyć. Ani drgnęły.
- Harry, chyba się zatrzasnęły – powiedziałam. Chłopak próbował je otworzyć, ale się nie dało. – HEJ OTWÓRZ LIAM TY ŻÓŁWIU!!! – krzyknęłam.
- To nic nie da, są dźwiękoszczelne – mruknął, siadając na małej kanapie, która tam stała. Usiadłam obok niego. Dobrze chociaż ogrzewanie działało. Słabo, ale działało.
Siedzieliśmy tak w ciszy przez pół godziny, próbując złapać zasięg. Na próżno. Zaczęłam trząść się z zimna. Chyba właśnie wyłączyli ogrzewanie, a ja miałam tylko cienką kurtkę na sobie. Skuliłam się na kanapie.
- Nie wygłupiaj się… Chodź – objął mnie ramieniem. Wtuliłam się w niego. Było prawie jak dawniej… I wtedy zwymiotowałam przed siebie. Krwią. Zaczęłam mieć drgawki, a brzuch mnie bolał jak nigdy. – POMOCY!!! – zaczął się drzeć, chodź wiedział, że to nic nie da. Łzy mu leciały po policzkach. Mi też. Nadal wymiotowałam, na wszystko dookoła. Poklepywał mnie po plecach, nie wiedząc co robić.
- Harry… okno! – wydukałam. Spojrzał w górę, gdzie było średniej wielkości okienko. Stanął na kanapie i rozbił je pięścią. Po ręce wpłynęła mu krew…

To w sumie przedostatni rozdział, potem wiooo z 31 i Epilog. Haha, pewnie was teraz zżera co dalej, coo? A nie powiem! Aha, no i wkurzyłam się na was i miałam dać foch forever na 5 minut, bo tylko 10 komów było, a wcześniej 32, NIE ŁADNIE XD Zasada CZYTASZ=KOMENTUJESZ nadal obowiązuje panie(i panowie), nie ma zmian, haha. No dobra...
Z dedykacją dla dziewcząt z naszej zacnej Trójcy: Moniki (@orangedirection) i Żanety (@mrsstylesbitch). Bo my mamy swoją patologiczną rodzinkę, hahaha. KOCHAM ♥

@MargaaStyles

wtorek, 20 marca 2012

Rozdział 29: "She ruined my life!"


(perspektywa Devonne)
Miałam już dość patrzenia, jak moja przyjaciółka gryzie folię bąbelkową. Poszłam do Moniki.
- Margaret cię przysłała? – mruknęła, otwierając mi drzwi. Była w ciemnozielonej bluzie z herbem swojej szkoły, włosy związała w koczek, a w ręce trzymała miskę popcornu.
- Nie, ale mam nadzieję, że Zayn nic nie wie…
- Nie, nie chce mi się nawet z nim gadać – westchnęła i poszłyśmy do jej pokoju, gdzie powiedziałam jej, co wiedziałam: że się upili, przespali, Harry się dowiedział i powiedział, że zgwałcił Caroline, zrobili testy i było negatywnie, a tu nagle lekarka mówi co innego…
- Chora sytuacja. Cholera, to nie ich wina, tak? Wypili i… ale dlaczego nie mi nic nie powiedzieli?
- Nie chcieli cię zranić, bo cię kochają. Marga porozmawia z Zayn’em, powie mu o ciąży, a potem… przyjdą z tym do ciebie. Udaj zaskoczoną, ale spokojną – na moje słowa pokiwała głową. – To może chodź, pogodzicie się, co? Ona tam leży oglądając Glee, żrąc Nutellę i pykając folią bąbelkową.
- Jasne – no i jak powiedziałam, tak zrobiły.
- Hehehe, to nawet zabawne. Paczcie, nawet przytyłam – poklepała się po tylko leciutko „nabrzmiałym” brzuchu Margaret, leżąc głową w dół na kanapie. No, dobry humorek przyszedł. W końcu. Od jakiejś godziny oglądały Nickeloden.
- Ty jesteś śliczna, on jest seksowny. To będzie Cudowne Dziecko – zaśmiała się Monika. Zupełnie jakby nie chodziło jej o własnego faceta. Już miałam coś powiedzieć, ale zadzwonił telefon: Niall.
- Jak tam trasa? Gdzie jesteście? – spytałam na poczekaniu.
- Wczoraj przyjechaliśmy do Szwajcarii. Wiedziałaś, że szwajcarski ser tak naprawdę na początku nie ma dziur?! – zbulwersował się.
- Haha, nie, no, ciekawe odkrycie. Co z… Harry’m? – ściszyłam głos. Niall powiedział mi, co się z nim dzieje: brał co popadnie, trzeba było go pilnować. – Lepiej?
- Na razie w normie. Nie mówiłaś jej, prawda? – chodziło mu oczywiście o Margaret.
- Nie, oczywiście, że nie. A ty Zayn’owi? Bo Marga wygadała się Monice, ale… jakoś to przeżyła – spojrzałam kątem oka na śmiejące się dziewczyny.
- Nie, nic nie wie. Za dwa tygodnie będziemy w Polsce. W końcu zobaczę twój piękny kraj.
- To brudna dziura, ale fanki macie zajebiste – wzięłam wdech. – Kocham cię.
- Ja też cię kocham. Pa – rozłączył się.
Tak, powiedziałam Niall’owi o ciąży Margaret z Zayn’em. I Marga o tym wiedziała, nie miała jakoś nic przeciwko. Ufała mi, więc i jemu.
(perspektywa Harry’ego)
- Nie ukradłem ci żadnych witamin, zluzuj – mruknąłem po raz 100 do Louis’a.
- Skąd mam być pewny? Tydzień temu prawie przedawkowałeś Visaxinum!
- A teraz mam gładką cerę. Nie moja wina, że marihuana mi wyszła, tak?
- Ale mógłbyś przestać.
- Bo co?
- Bo rujnujesz sobie życie!
- Ona zrujnowała mi życie!!!
- Nie mów tak o…
- JEBANA CAROLINE!!!
- Co?!
- A co myślałeś, że tekst o małej dziwce był o Margaret? – parsknąłem śmiechem.
- Ja… a co z rozbitym zdjęciem…? – miał skołowaną minę. To było takie zabawne.
- Atak wściekłości. Nie jestem na nią zły. Bo co? Bo mi pomogła? Na haju mi dużo lepiej, dzięki M! – wykrzyknąłem w przestrzeń.
- Nie poznaję cię – pokręcił głową Louis. Reszta patrzyła na mnie tylko ze zdziwieniem.
- No co, nie wiecie? Zayn, może im oznajmisz co się wydarzyło? No, jak to jest robić to dziewicą, hmm?
- Stul twarz – syknął.
- Zayn… - spojrzał mu w twarz Liam z zawodem. – To prawda?
- Żałuję tego, ok? Ale ja Harry’emu ćpać nie kazałem! – bronił się.
- Jedynym winnym jestem ja. Powinni mnie aresztować czy coś. Za pozwalanie nieletniej pić – odezwał się Louis i zapadła cisza. Niall nie wyglądał na zaskoczonego. Przyjął wszystko ze stoickim spokojem i patrzył przez okno tourbusu. On wiedział. Więcej od nas.
- Niall…? – zacząłem, bez cienia ironii w głosie.
- Jutro lecimy z Zayn’em na dzień do dziewczyn – powiedział tylko. Ale on coś ukrywał… I czułem, że zagadka leży w tym wyjeździe.
(perspektywa Margaret)
Czwartek rano. Zwlekłam zwłoki z łóżka i ubrałam się w t-shirt na ramiączka w fioletowo-białe paski, a na to przyduży sweter z Lisą Simpson. Do tego jeansy, czarne trampki i byłam gotowa. Nagle zadzwonił mój telefon: mama. Kobieta, która nic nie wiedziała i nadal myślałam, że jestem z Harry’m. Nie dzwoniła chyba od tygodnia. Przełknęłam ślinę i odebrałam.
- Cześć mamo – starałam się brzmieć jak najweselej. Mój głos po tych kilku miesiącach w Anglii nawet mówiąc po polsku miał lekko brytyjski akcent.
- Co porabiasz?
- Szykuję się do szkoły, miałam właśnie zejść na śniadanie. Eleanor robi super jajecznicę!
- Przyjedziesz na Święta? – spytała ni stąd, ni z owąd. Atak paniki. W grudniu będę w trzecim miesiącu. Nie ukryję tego tak łatwo… Nie zamierzałam jej powiedzieć o niczym, dopóki Zayn się nie dowie.
- Nie wiem… Zobaczę – westchnęłam. – No wiesz, mam kilka piosenek do nagrania, Paul zaplanował też sesję zdjęciową. Mam dużo pracy. No i szkoła – dodałam.
- W Polsce nie byłaś taka ambitna – zaśmiała się. Nagle zatęskniłam za domem. Za trochę irytującym, ale zgadzającym się na wszystko tatą i mamą, z którą mogłam porozmawiać o wszystkim. Jasne, miałam tu przyjaciół, ale nie rodzinę.
- No bo tu muszę wysilać mózg do języka. Wiesz co, ja idę na to śniadanie, bo się spóźnię na autobus. Pa! – rozłączyłam się i zeszłam na dół.
- Dzisiaj jadę z Moniką i Zayn’em na miasto. Tam mu powiem – postanowiłam, szeptając do Dev. El nie musiała wiedzieć.
- Ja trochę pobędę z Nathan’em. O ile jego kumple nie wpadną. Co oni tam odwalają – parsknęła śmiechem.
- Ale… aha – mruknęłam. No tak, przyjazd Niall’a to miała być niespodzianka.
W szkole miałam lekką zajebkę, bo wszyscy mnie męczyli o autografy: dla siebie, dla siostry, dla ciotecznej babki stryjka… I pytania o album. Czy do tej szkoły nie mogą chodzić normalni ludzie?!
- No dobra, dajcie jej oddychać! – odegnał ode mnie chmarę dziewczyn Cory. Mój rycerz w lśniącej zbroi. „Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie”. A zaraz za nim przyszła Devonne, pokazując mi jakiś rysunek.
- Popatrz, to może być okładka twojego albumu – poprawiła torbę na ramieniu. Wow, to było… genialne. Rysunek mnie, upiększonej i umalowanej mnie, malującej rzęsy naprzeciwko lustra. A w lustrze zwykła dziewczyna w okularach ze słuchawkami na uszach, przytulająca Ciasteczkowego Potwora. „Only in the eyes you can see the truth…”. „Tylko w oczach zobaczysz prawdę…” - pisało nad rysunkiem.
- The Truth – wyszeptałam, podziwiając jej dzieło.
- Proszę?
- Tak nazwę album. „Prawda” – uściskałam ją. – Dziękuję – wyszeptałam, przytuliłam ją i wtedy zadzwonił dzwonek. – Pokażę to Paul’owi – dodałam i schowałam rysunek do torby.
 (perspektywa Nathan’a)
- Lekarz mówił, że jutro ściągają ci gips z lewej nogi. Coraz lepiej – uśmiechnęła się Devonne. Tak, podobała mi się. Lubiłem ją. Aż za bardzo. Chciałem się w niej zakochać, ale po prostu… jej chłopak mnie blokował. To Złota Zasada: nie podrywać zajętych. Ale próbować warto…
- Bo ty… jedyne co pamiętam oprócz wielkiego auta jadącego po mnie to to, że wykrzyczałaś, że mnie lubisz – nie wspominając o tym, że po miesiącu gipsu miałem ręce płaskie jak Nokia Lumia(pozdro dla Majki, haha – przyp. aut.).
- Ja… przepraszam. Znaczy… no wiem, brzmi to dziwnie. Przepraszam, że cię lubię? Haha. Nie no… za…
- Wiem o co ci chodzi – przerwałem jej. – Ja… - ale nie skończyłem, gdyż na salę wszedł blondyn z One Direction. Jej chłopak, Niall. W ręce trzymał bukiet kwiatów i się uśmiechał. CO ON TU ROBIŁ?!
- Niall?! – ona też się zdziwiła, podeszła i przytuliła go mocno. – Co ty tu robisz?
- Przyjechałem do mojej dziewczyny – pocałował ją w czubek głowy. – Cześć Nathan – uśmiechnął się do mnie. – To… od 1D – pokazał mi kwiaty, które włożył do wazonu stojącego na szafce nocnej.
- Dzięki. Nie byliście czasem w trasie…?
- Tak, no ale Zayn miał coś do załatwienia tutaj. Zabrałem się z nim i… oto jestem.
- Nie obrazisz się, że przyjdę dopiero jutro? – odparła Dev.
- Nie, no co ty. Lećcie już dzieci dro… czy to nie Danielle Peazer?! – prawie krzyknąłem widząc wchodzącą do mojej sali brunetkę. Tańczyła na naszej trasie, więc doskonale ją znałem.
- We własnej osobie. Zastąpię ci dzisiaj Dev – mrugnęła do mnie, a blondynka i blondyn wyszli.
- Nie myślałem, że cię kiedyś jeszcze spotkam – zaśmiałem się. – Jak mogłaś wykrzyknąć na całą halę: NATHAN SYKES ZABIERAJ SWOJE CZERWONE GACIE Z GARDEROBY TANCEREK?!
- Normalnie – wzruszyła ramionami i rozsiadła się na krześle. – Dobra, nie owijajmy w bawełnę: ty mi się podobasz, ja tobie też. A teraz mnie pocałuj – na jej wyznanie zrobiłem oczy jak spodki. – No co się tak patrzysz? – zaśmiała się i zbliżyła twarz do mojej. Pocałowałem ją delikatnie w usta. I kolejny. I następny. Słodkie, miłe pocałunki przerodziły się w namiętne pragnięcie siebie nawzajem. Usiadła na mnie okrakiem i zdjęła koszulkę. Pomogła mi zdjąć swoją. Już miałem rozpiąć jej stanik… I wtedy do sali wkroczył mój przyszywany brat, Michael. Cholera, cholera… Dan ubrała się i usiadła grzecznie na krześle.
- Przeszkodziłem w czymś? To może ja…
- Zostań – wydyszałem. Wow, oddech mi przyśpieszył. Bicie serca też… Spojrzałem kątem oka na Danielle. Nie znałem jej od tej strony. Owszem, zawsze mi się podobała, ale była z Liam’em. Mam chyba słabość do dziewczyn chłopaków z 1D. W każdym razie teraz była wolna. Albo lepiej: moja.
(perspektywa Moniki)
- Przerażacie mnie, kobiety – zaśmiał się Zayn, kiedy zaciągnęłyśmy go do baru sushi. Żadne z nas nigdy tego nie jadło, więc mogło być ciekawie. Taaa, ale najciekawsza część dopiero przed nami.
- Zjedzmy a więc coś… normalnego – powiedziała Margaret, oglądając kartę dań. – Co to znaczy „tuńczyk po japońsku”?
- Surowy tuńczyk – wzruszyłam ramionami.
- A co to znaczy… „ryż po japońsku”?
- Yyy… dobra, pewnie ryż z surową rybą – parsknęłam śmiechem.
- A co to znaczy… „Zayn jestem z tobą w ciąży a Monika o tym wie do cholery” – ściszyła głos. Już nie patrzyła w kartę dań, tylko na Malik’a. Myślałam, że on tam zemdleje.
- Ale testy… - wyszeptał.
- Kłamały. A lekarka nie – westchnęła. – Przepraszam, że nie powiedziałam ci wcześniej – oparła głowę na jego ramieniu, jak siostra bratu.
- A ty… - spojrzał mi w oczy z troską.
- Popełniliście błąd. Ale kocham was oboje, nie pozwolę żeby to wszystko zepsuło – pocałowałam go czule.
- Raczej ona lub on – stwierdził. Spiorunowałyśmy go wzrokiem. A potem wszyscy zjedliśmy surową rybę.

Chciałam tylko wspomnieć, że mam już daty następnych rozdziałów:
Rozdział 30 - 23 marca
Rozdział 31 - 27 marca
Epilog (32) - 30 marca czyli moje 14 urodziny ;)

Po za tym wiem, wiem, będziecie za mną tęsknić jak cholera. Ale nie martwcie się, będę z wami! Na Twitterze (@MargaaStyles) oraz... na nowym blogu! TUTAJ będę pisać historię 19-letniej Valerie, która jest niepełnosprawna, na problemy z paleniem i... wiele więcej. Co ją połączy z One Direction? Tego dowiecie się już niedługo, bo 30 marca dodam tam prolog, więc... trzymajcie kciuki, że nowe opowiadanie też wypali. Bo prawdę mówiąc to jest jedyne opowiadanie W ŻYCIU jakie kiedykolwiek skończyłam. I jestem z siebie dumna, mimo namieszania z pomieszaniem w akcji.
NO I CHOLERA, DZIĘKUJĘ ZA 32 KOMENTARZE! OBY TAK DALEJ! :)
Pamiętajcie:
CZYTASZ = KOMENTUJESZ!
@MargaaStyles xx